Najkrótsza Historia Wynalazków PDF

Summary

This book, "Najkrótsza Historia Wynalazków", by Bolesław Orłowski, provides a concise overview of human inventions throughout history, начиная with the Stone Age and continuing to modern times. It emphasizes the difference between invention and discovery, highlighting how both contribute to human knowledge and progress. The book also illustrates the impact of advancements on human life.

Full Transcript

BOLESŁAW ORŁOWSKI NAJKRÓTSZA HISTORIAWYNALAZKÓW Wydanie II PZSWiR WARSZAWA 1993 1 ROZDZIAŁ I Jak człowiek wynalazł sam siebie Należymy do gatunku wyjątkowego. Spośród istot z...

BOLESŁAW ORŁOWSKI NAJKRÓTSZA HISTORIAWYNALAZKÓW Wydanie II PZSWiR WARSZAWA 1993 1 ROZDZIAŁ I Jak człowiek wynalazł sam siebie Należymy do gatunku wyjątkowego. Spośród istot zamieszkujących Ziemię tylko człowiek potrafi dokonywać wynalazków. Cóż to oznacza? Otóż wynajdywanie polega na tworzeniu czegoś nowego, czegoś, co nie istniało przedtem. Może to być jakiś nowy przedmiot codziennego użytku, narzędzie czy urządzenie – na przykład telefon, samolot czy choćby guzik (tak, tak – guzik też musiał zostać kiedyś wynaleziony!). Może to być także nowy sposób wytwarzania stali, ogrzewania domów czy uprawy roli. Wielu ludzi myśli, że wynajdywanie i odkrywanie to jedno i to samo. To nieprawda. Odkrywa się zjawiska czy prawa istniejące w przyrodzie niezależnie od nas, bez względu na to czy je znamy, czy nie. Odkrycie nie jest, więc tworzeniem czegoś nowego, tylko poznaniem czegoś przedtem nieznanego – wzbogaceniem ludzkiej wiedzy o świecie. Obie te umiejętności, właściwe człowiekowi, mają zresztą wiele ze sobą wspólnego – nowe odkrycia prowadzą do nowych wynalazków, a nowe wynalazki do nowych odkryć. Na przykład odkrycie praw załamywanie się promieni świetlnych w soczewkach stało się podstawą wynalezienia mikroskopu i teleskopu, a te instrumenty z kolei pozwoliły odkryć niewidoczne gołym okiem bakterie i ciała niebieskie. Dzięki wynalazkom nasze życie różni się tak bardzo od życia naszych przodków. Dzięki wynalazkom możemy dzisiaj korzystać na co dzień z urządzeń i udogodnień, o jakich nie śniło się nawet najbogatszym i najpotężniejszym ludziom sprzed kilkuset czy choćby kilkudziesięciu lat. W naszych czasach pojawia się więcej nowych wynalazków niż kiedykolwiek przedtem. Każde pokolenie jest świadkiem narodzin wielu ważnych nowości, które niespostrzeżenie zmieniają nasze życie i nieustannie rozszerzają możliwości techniczne człowieka na wszelkich polach, od łazienki po kosmos. W czasach dzieciństwa mojego dziadka nie było jeszcze ani kina, ani samochodów, ani telefonów. Mój ojciec, jako chłopiec, obserwował początki radia i lotnictwa. Ja i moi rówieśnicy obywaliśmy się w najmłodszych latach bez telewizji, która dla was jest czymś normalnym, jak dawno sięgacie pamięcią. Na naszych oczach dokonuje się więc w zawrotnym tempie coś, co nazywamy postępem technicznym. Nie zawsze jednak tak było. Dawno, dawno temu, w gubiących się w pomroce dziejów początkach ludzkości, ów postęp przebiegał niesłychanie powoli. Najpierw małpoludy zaczęły posługiwać się w potrzebie znajdowanymi przypadkowo przedmiotami, na przykład kijem czy kamieniem. Ułatwiło to im obronę przed niebezpieczeństwami, a także zdobywanie pożywienia. Nie było w tym jeszcze niczego nadzwyczajnego – podobnie postępują niekiedy i niektóre inne zwierzęta, przede wszystkim małpy. Z czasem jednak nasi pradziadowie posunęli się o krok dalej – zaczęli celowo gromadzić takie przydatne przedmioty, by mieć je pod ręką w razie potrzeby. Wreszcie, zapewne po upływie niesłychanie długiego czasu, zaczęli owe znalezione przedmioty świadomie przystosowywać do własnych celów, starając się im nadać najbardziej użyteczny kształt. Zapoczątkowali w ten sposób działalność techniczną, a zarazem i wynalazczość. Uważamy to za moment przełomowy w wydźwiganiu się małpoluda ze świata zwierzęcego na wyższy szczebel – za prapoczątek ludzkości. Prawdę mówiąc, nie wiemy dokładnie, kiedy to nastąpiło. Najdawniejsze, prymitywne obłupane takie pranarzędzia kamienne (drewniane, oczywiście, nie dochowały się do naszych czasów) wydają się pochodzić sprzed blisko dwóch milionów lat. Tak stara jest ludzkość. 2 ROZDZIAŁ II Wynalazki epoki kamiennej Najdawniejszy okres dziejów ludzkości nazywamy epoką kamienną, gdyż nie umiano jeszcze wówczas wytwarzać metali. Epoka kamienna trwała niesłychanie długo – niemal przez całą dotychczasową historię naszego gatunku. Żeby lepiej to sobie wyobrazić, przedstawmy to w skali – w sposób zbliżony do tego, w jaki wykonuje się mapy. Rysując mapę przyjmujemy, że centymetr na papierze odpowiada dwudziestu, pięćdziesięciu czy stu kilometrom w rzeczywistości. Zależnie od przyjętej skali, otrzymujemy mapę rozmaitej wielkości – możemy na małej kartce zmieścić nawet cały kraj. Natomiast dla naszych celów przyjmijmy skalę czasową, w której jedna godzina odpowiada dwustu minionym latom. Przy takim założeniu, od prapoczątków ludzkości upłynął zaledwie jeden rok, a epoka kamienna skończyła się dopiero wczoraj rano ! Przez pierwszy milion lat z tego okresu nic się właściwie nie działo. Gdyby ktoś – na przykład wysłannicy jakiejś cywilizacji z głębi Kosmosu – obserwował w tym czasie ludzkość, nie zauważyłby zapewne żadnych oznak jej rozwoju. Uznałby prawdopodobnie, że ludzie są szczególnym gatunkiem zwierząt, posiadającym interesujące, odróżniające ich od innych istot umiejętności, przekazywane z pokolenia na pokolenie – podobnie jak mrówki czy pszczoły. A jednak setki tysięcy lat prób i doświadczeń doprowadziły w końcu do tego, że powstało narzędzie kamienne najlepiej nadające się do wszystkich właściwie ówczesnych celów. Był to podługowaty kamień, tak obłupany, by można go było wygodnie trzymać w dłoni, zaostrzony na jednym końcu. Nazywamy go pięściakiem albo tłukiem pięściowym. Pięściaków używano do rozłupywania kości (aby wyssać z nich smakowity szpik), do wygrzebywania z ziemi jadalnych korzonków, do wytwarzania innych narzędzi, wreszcie do zabijania zwierząt i... ludzi. Stosowano je powszechnie wszędzie, gdzie tylko żyli nasi ówcześni nasi przodkowie. Królowanie pięściaka trwało kilkaset tysięcy lat, mniej więcej przez ostatnie cztery miesiące na naszej skali czasowej. Najpoważniejszą– obok umiejętności wytwarzania narzędzi – zdobyczą epoki kamiennej było opanowanie ognia. Praludzie musieli od czasu do czasu stykać się z ogniem powstałym w sposób naturalny – z pożarem lasu lub stepu. Prędzej czy później zaobserwowali, że źródłem takiego ognia bywa uderzenie pioruna, wybuch wulkanu czy też upadek meteorytu. Wszystkie te zjawiska są na tyle efektowne i budzące grozę, iż bez wątpienia kojarzyły im się z gniewem jakichś potężnych, nadprzyrodzonych mocy. Mimo to znalazł się kiedyś śmiałek, który zwalczył w sobie przemożny lęk przed ogniem – wspólny całemu światu zwierzęcemu – i zaczął się nim posługiwać. Był to na pewno jeden z najważniejszych, przełomowych momentów w procesie uczłowieczania się małpoluda. Wspomnienie o tym nadzwyczajnym wyczynie zachowało się w starożytnym micie o Prometeuszu, bohaterze, który wykradł ogień bogom i uszczęśliwił nim ludzkość. Nie wiemy, kiedy doszło do opanowania ognia. Najprawdopodobniej co najmniej pół miliona, a może i milion lat temu. Najstarsze zachowane ślady użytkowania ognia pochodzą sprzed trzystu tysięcy lat (dwóch miesięcy na naszej skali czasowej). Ogień zapewnił praludziom ciepło, światło i ochronę przed drapieżnikami. Umożliwił im też pieczenie, a z czasem i gotowanie pożywienia, które przedtem zjadano wyłącznie w stanie surowym. Stał się czymś niezwykle ważnym w ówczesnym życiu. Człowiek nauczył się posługiwać ogniem, ale długo jeszcze nie umiał go rozniecać, poprzestając na nieustannym podtrzymywaniu płomienia uzyskanego z naturalnego źródła. Piecza nad ogniskiem była wówczas zajęciem niezwykle odpowiedzialnym – gdyby zgasło cała gromada zostałaby pozbawiona dobrodziejstw ognia nie wiadomo na jak długo, gdyż naturalny ogień spotyka się w 3 przyrodzie niezmiernie rzadko. Dalekim echem tamtych dni jest zachowane do dziś powiedzenie „wpaść jak po ogień” – kiedy ognisko wygasło, trzeba było szybko „pożyczać” (a często pewnie zdobywać siłą lub wykradać) ogień od innej, pobliskiej gromady. O związanych z tym perypetiach opowiada film „Walka o ogień”, wyświetlany niedawno na ekranach naszych kin. Umiejętność rozniecania ognia liczy sobie przypuszczalnie dopiero około stu tysięcy lat (trzy tygodnie na naszej skali czasowej). Ludzie z epoki kamiennej byli myśliwymi, koczującymi w pogoni za zwierzyną. Żywili się głównie mięsem – jedynym „witaminowym” uzupełnieniem ich jadłospisu były leśne jagody i korzonki. Ponieważ nie umiano wówczas przechowywać mięsa, każde niepowodzenie w łowach oznaczało głód. Mając do dyspozycji bardzo prymitywne środki (kamień, maczugę, a w późniejszym okresie także drewniany oszczep), owi pradawni łowcy musieli więc poświęcać w praktyce cały swój czas na zdobywanie pożywienia – przez długie godziny mozolnie wygrzebywali w ziemi doły – pułapki lub czatowali bez ruchu w zasadzce. Sytuacja całkowicie się zmieniła, kiedy wynaleziono pierwszą w dziejach maszynę – łuk. Wydarzyło się to kilkadziesiąt tysięcy lat temu (na naszej skali mniej więcej przed tygodniem). Powiększając znakomicie siłę i zasięg rażenia, łuk uczynił polowanie zajęciem o wiele łatwiejszym. Dzięki skuteczności tej nowej, cudownej broni łowcy epoki kamiennej znacznie szybciej zdobywali codzienną porcję pożywienia dla swej gromady. Mieli więc sporo wolnego czasu. Wywołało to wielkie zmiany w życiu ówczesnych ludzi. Przyzwyczajeni do nieustannej aktywności, zaczęli zajmować się rozwijaniem rozmaitych nowych umiejętności. Wytwarzali przeróżne, coraz doskonalsze narzędzia i przedmioty. Zapoczątkowali też sztukę – z tych czasów pochodzą najdawniejsze malowidła, wykonane przy użyciu barwników naturalnych, zachowane w zamieszkiwanych przez nich niegdyś jaskiniach. ROZDZIAŁ III Przez rolnictwo do cywilizacji Przez setki tysięcy lat nieustannych łowów myśliwi epoki kamiennej dobrze poznali zwyczaje zwierząt, na które polowali. Doszło z czasem do specjalizacji – poszczególne gromady tropiły najbardziej im odpowiadający gatunek zwierzyny. Podążały w ślad za stadem, trasą jego sezonowych wędrówek, ubijając w miarę potrzeby po kilka sztuk. Stopniowo stado przyzwyczajało się do stałego sąsiedztwa ludzi i popadało w coraz większą od nich zależność. Ludzie chwytali obłaskawiali młode zwierzęta. Z czasem oswojeniu ulegało całe stado, a wspólne koczowanie przekształcało się w pasterstwo. Mniej więcej w tym samym czasie zaobserwowano, że porzucone przypadkowo ziarno po pewnym czasie kiełkuje i wschodzi jako nowa roślina. Być może dopomógł w tym przypadek, na przykład powrót na miejsce dawnego obozowiska. Prawie na pewno odkrycia tego dokonała kobieta, gdyż zbieranie jadalnych owoców, korzonków i ziaren należało wówczas do zajęć kobiet i pozostających pod ich opieką dzieci. Oczywiście, upłynęło wiele czasu, zanim ludzie zaczęli celowo siać ziarno, by w odpowiednim czasie powracać na to samo miejsce dla zebrania plonów. W ten sposób zapoczątkowano rolnictwo. Najdawniejsze początki hodowli roślin i zwierząt miały miejsce przeszło dziesięć tysięcy lat temu w południowo – zachodniej Azji (na obszarze dzisiejszej Turcji, Iraku i Iranu). Tereny te były ojczyzną dzikich owiec i kóz – pierwszych zwierząt gospodarskich człowieka. Na tym samym w przybliżeniu obszarze rosły dziko pszenica i jęczmień, najważniejsze z pierwszych uprawianych przez człowieka roślin. 4 Tak, więc człowiek zaprzestał pasożytowania na przyrodzie i od tego momentu zaczął z nią współdziałać w wytwarzaniu żywności. Rolnictwo okazało się niebawem znacznie pewniejszym i bardziej opłacalnym sposobem zdobywania pożywienia niż myślistwo – zapasy ziarna można było gromadzić i przechowywana „chude lata”. A hodowla zwierząt zapewniała obfitość mięsa i skór. Przestano więc lękać się głodu i niedostatku. Uprawne pola stanowiły wymarzone wprost pastwiska dla zwierząt roślinożernych. Nęciły okoliczne żyjące dziko stada. „Wchodząc w szkodę” ulegały one stopniowo udomowieniu. Tą drogą pozyskał człowiek świnię, a następnie krowę, najważniejsze ze swych zwierząt gospodarskich. Od początku ludzie dążyli do rozwijania najbardziej dla nich korzystnych i pożądanych cech swej trzódki. Z czasem udało im się wyhodować „chorobliwie otyłe” odmiany świń oraz owce o nienaturalnie bujnej i gęstej wełnie. Decydując się na uprawę roli, człowiek musiał porzucić dotychczasowy koczowniczy tryb życia. Osiedlał się w miejscach gdzie gleba była żyzna i zapewniała obfite plony. Przejście na osiadły tryb życia było niesłychanie ważnym momentem w dziejach ludzkości – pociągnęło za sobą ogromnie istotne następstwa, których skutki odczuwamy do dziś. Zaczęto wznosić pierwsze trwałe domostwa, zapoczątkowując budownictwo. Nie ruszając się z miejsca, można było gromadzić pokaźny dobytek – liczne narzędzia, ozdoby, zapasy, sprzęt i przedmioty codziennego użytku. Wkrótce rolnicy nauczyli się wytwarzać więcej ziarna, niż sami potrzebowali. Część ludności mogła się więc poświęcić innym zajęciom. Zapoczątkowany został społeczny podział pracy, stanowiący podstawę cywilizacji. Podział pracy polega na tym, że każdy wytwarza dla wspólnego dobra to, co umie najlepiej, a w zamian za to otrzymuje od innych – w drodze wymiany – to, co jest mu potrzebne do życia. Rolnicy osiedlali się głównie w żyznych dolinach wielkich rzek. Z czasem, gdy korzyści związane z nowym, rolniczo – osiadłym trybem życia stały się oczywiste, coraz więcej ludzi szukało lepszego losu napływając na takie tereny. Mnożyły się osady. Wzrastała ich zasobność. Nowe, dogodniejsze warunki życia sprzyjały powiększaniu się liczby ludności. Niektóre z osiedli przekształciły się niebawem w pierwsze miasta. Znaczne skupiska ludzkie ułatwiały wymianę doświadczeń i pomysłów. Rezultatem tego było pojawienie się w stosunkowo krótkim czasie wielu podstawowych, niezwykle ważnych wynalazków – takich jak pismo, umiejętność wytopu metali z rud, żagiel, koło i mnóstwo innych, składających się w sumie na powstanie pierwszych cywilizacji. Wśród tych zdobyczy szczególne, wyjątkowe wprost znaczenie miało pismo. Dzięki niemu można było odtąd w nieporównanie większym stopniu korzystać z doświadczeń poprzednich pokoleń. Dzięki niemu ludzkość mogła gromadzić stale rosnący w miarę upływu stuleci i tysiącleci zasób wiedzy. Dzięki niemu wreszcie – zapoczątkowana została niezwykła więź pomiędzy tymi, którzy odeszli, a nami, którzy jeszcze żyjemy. Wiele z zapisanych przed wiekami myśli owych dawno zmarłych ludzi stało się– właśnie dzięki pismu – trwałą częścią wspólnej im i nam, ogólnoludzkiej kultury. 5 ROZDZIAŁ IV Nad Nilem Rolnicy mieszkający w dolinie wielkiej rzeki mieli wspólne cele i potrzeby. Główne ich problemy związane były z wodą. Musiało jej być pod dostatkiem, jeśli chcieli zbierać obfite plony (zwłaszcza w tak ciepłych krajach, w jakich powstawały najdawniejsze cywilizacje). Ale nadmiar wody groził zniszczeniem zasiewów, a nawet i dobytku. Z jednej strony dobrze było mieć pola blisko rzeki z uwagi na łatwość dostępu do życiodajnej wody, z drugiej zwiększało to niebezpieczeństwa związane z powodzią. Dość szybko mieszkańcy żyznych dolin zdali sobie sprawę, że wspólnym wysiłkiem mogą doprowadzać wodę do oddalonych od rzeki pól uprawnych – kopiąc kanały, a przed powodzią zabezpieczać się sypaniem grobli i tam. Zabiegi te okazywały się skuteczne, jeśli obejmowały znaczny obszar wzdłuż biegu rzeki – powstał wówczas cały system współdziałających ze sobą budowli wodnych. Żeby to osiągnąć, trzeba było dobrze wszystko zaplanować, a następnie pokierować wielką liczbą ludzi pracujących dla wspólnego dobra. Wymagało to więc jednolitego, energicznego kierownictwa, któremu podlegałby znaczny obszar, najlepiej cała dolina rzeki. Tak to wspólne potrzeby mieszkańców sprzyjały tworzeniu się silnej władzy królewskiej, obejmującej rozległe tereny. Stało się to przyczyną narodzin najdawniejszych monarchii starożytnego Wschodu. W dolinie Nilu powstało państwo egipskie rządzone przez faraonów, nad Tygrysem i Eufratem (na terenie dzisiejszego Iraku) dwa nieustannie walczące ze sobą mocarstwa – Babilon i Asyria, a niewiele później podobne im królestwa w dolinach Indusu (w dzisiejszym Pakistanie) oraz Huangho, czyli Żółtej Rzeki, w Chinach. Najstarsze z tych państw powstały sześć tysięcy lat temu (trzydzieści godzin na naszej skali czasowej). We wszystkich najwyższym prawem była wola władcy, uważanego przez poddanych za równego bogom lub wręcz za jednego z bogów. We wszystkich ważną rolę odgrywali kapłani, posiadający sztukę pisania i czytania, zajmujący się między innymi rozwijaniem i gromadzeniem wiedzy oraz przekazywaniem jej następnym pokoleniom. Obserwując stale powtarzające się zjawiska w przyrodzie i na niebie, wynaleźli oni kalendarz – zaczęli liczyć upływ czasu w latach, a rok podzielili na miesiące, czyli okresy pomiędzy kolejnymi jednakowymi fazami księżyca. Jak już wiemy, jedną z owych najstarszych cywilizacji był Egipt. Starożytnym Egipcjanom zawdzięczamy kilka podstawowych dla dalszego rozwoju ludzkości wynalazków. Przede wszystkim – wynaleźli geometrię. Zmusiła ich do tego potrzeba, która – jak głosi znane porzekadło – jest matką wynalazków. Życie Egipcjan było ściśle związane z płynącą przez ich kraj wielką rzeką– Nilem. Nil corocznie wzbierał, wówczas jego wody zalewały okoliczne pola, osadzając na nich żyzny namuł. Dzięki temu Egipcjanie zbierali wspaniałe plony, a ich kraj stał się z czasem prawdziwym spichlerzem starożytnego świata. Ale pożyteczny wylew Nilu sprawiał też pewne kłopoty. Kiedy wody opadły, trzeba było na nowo rozmierzać pola należące przecież do rozmaitych właścicieli. Musieli więc Egipcjanie z konieczności nauczyć się podstaw tej sztuki, którą potem przejęli od nich i rozwinęli Grecy. Im właśnie zawdzięcza ona swą nazwę, która po grecku znaczy : sztuka mierzenia ziemi. Tak oto w nazwie jednego z naszych szkolnych przedmiotów zaklęta jest pamięć o śniadoskórych mierniczych sprzed tysięcy lat i o corocznym wylewie Nilu. Egipcjanie zapoczątkowali też prawdziwą żeglugę. To także wynikało z warunków, w jakich żyli. Całe życie w Egipcie od tamtej epoki aż po dziś dzień skupia się na wąskim pasie biegnącym wzdłuż Nilu. Rzeka ta stanowi więc naturalną drogę, którą wszędzie można dotrzeć. Wprawdzie już dawniej, zanim jeszcze doszło do powstania cywilizacji, koczownicy epoki kamiennej podejmowali 6 prymitywne próby żeglowania, kiedy zmuszały ich do tego okoliczności, na przykład podczas powodzi czy przeprawy na pobliską wyspę. Posługiwali się wówczas pniami drzew, które z czasem – w okresie przechodzenia na osiadły tryb życia – zaczęto wydrążać, przekształcając w czółna zwane dłubankami. Ale dopiero Egipcjanie budowali pierwsze prawdziwe łodzie, a niebawem i duże statki, którymi podróżowali po Nilu i przewozili towary. Oni też wynaleźli wiosło, a następnie – ponad pięć tysięcy lat temu – żagiel. Żagiel był wspaniałym wynalazkiem, pierwszym wielkim osiągnięciem ludzkości na drodze wykorzystywania sił przyrody. Żaglowce egipskie poczęły się niebawem zapuszczać na morza. Po Morzu Śródziemnym pływały do Fenicji (dzisiejszego Libanu), skąd przywoziły wspaniałe cedry. Po Morzu Czerwonym docierały do leżącej daleko na południu Krainy Punt (zapewne dzisiejszej Somalii), powracając z pachnidłami, złotem i kością słoniową. Podejmując owe wyprawy, żeglowano wzdłuży wybrzeży, w niewielkiej od nich odległości. Czyniono tak z kilku powodów. Po pierwsze, by się nie zgubić, gdyż słabo się jeszcze wówczas orientowano w geografii i każda dalsza podróż wiodła w nieznane; straciwszy z oczu ląd trudno byłoby odnaleźć drogę powrotną, zwłaszcza że podstawą ówczesnej nawigacji była jedynie obserwacja słońca i gwiazd. Po drugie, pobliski brzeg zapewniał bezpieczne schronienie podczas burzy. Po trzecie, stosowane w starożytności urządzenia sterownicze (dwa większe wiosła umieszczone po obu stronach rufy) były bardzo niedoskonałe i nie nadawały się do użytku na pełnym, zwłaszcza wzburzonym morzu. Ale cóż owe słabości i niedogodności ówczesnej żeglugi znaczyły wobec faktu, że człowiek potrafił już podróżować po bezkresnej toni, że morza – zamiast dzielić– zaczęły ludzi łączyć. Egipcjanie wynaleźli również sztukę murowania. Egipt jest krajem zasobnym w kamień. Boscy władcy, faraonowie, wznosili sobie z niego ogromne grobowce – piramidy, mające świadczyć o ich potędze, a przede wszystkim zapewnić im, zgodnie z ówczesnymi wierzeniami, wiekuistą nieśmiertelność w życiu pozagrobowym. Ponieważ Egipcjanie znali pismo, dochowało się do naszych czasów imię człowieka, który zbudował pierwszą taką piramidę z kamiennych bloków. Był to mędrzec Imhotep, żyjący prawie pięć tysięcy lat temu. Aby uzyskać potrzebny budulec, Egipcjanie rozsadzali skały rozgrzewając je ogniem, a następnie polewając wodą. W miększych skałach wiercili otwory i wbijali w nie kliny drewniane, które potem tak długo polewali wodą, aż od ich spęcznienia pękał kamień. Wyłamywanie bloków i nadawanie im regularnych kształtów było niesłychanie pracochłonne, ponieważ mieli do dyspozycji tylko bardzo prymitywne narzędzia kamienne. Niełatwy problem stanowił transport. Egipcjanie przeciągali owe bloki, ważące niekiedy wiele ton, na drewnianych saniach (w owych czasach nie znali jeszcze koła), lejąc pod płozy wodę, by zmniejszyć tarcie. Doszli w tym z upływem wieków do takiej wprawy, że potrafili przeciągać kilkusettonowe posągi na odległość wieluset kilometrów. Wznosząc piramidy, wciągali bloki po usypanych z ziemi pochyłych rampach. Wszystko to było niezmiernie żmudne i okupione ciężkim, morderczym wysiłkiem tysięcy ludzi. Sporo piramid przetrwało aż do naszych czasów. Nadal – podobnie jak w starożytności – budzą podziw zarówno swym ogromem, jak i solidnością wykonania. Wzniesienie tych wspaniałych budowli tak prostymi środkami było możliwe tylko dzięki znakomitej organizacji pracy; stanowią one chlubne świadectwo umiejętności egipskich kapłanów – inżynierów. 7 ROZDZIAŁ V W kraju między rzekami Na wielu obszarach rolniczych brak było naturalnych budulców – drewna i kamienia. A ponieważ, jak wiemy, potrzeba jest matką wynalazków – ludzie potrafili temu zaradzić, wykorzystując glinę i muł, których w urodzajnych dolinach rzecznych było pod dostatkiem. Mieszano glinę z drobno posiekaną słomą i kształtowano z niej cegły za pomocą prostokątnej drewnianej formy otwartej od góry i od dołu (po prostu ramki). Następnie suszono zwykle takie cegły przez kilka miesięcy na słońcu, żeby stwardniały. Najdawniejsze ślady użycia owej cegły suszonej pochodzą sprzed ośmiu tysięcy lat; zachowały się w Jerychu, najstarszym prawdopodobnie mieście, jakie kiedykolwiek wzniósł człowiek, dobrze znanym z Biblii, a leżącym na terenie dzisiejszej Jordanii. W krajach Bliskiego Wschodu, gdzie narodziła się cywilizacja, jest zazwyczaj bardzo ciepło, nawet upalnie i niemal zawsze pogodnie. Ale i tam od czasu do czasu zdarza się ulewa. Podczas silnego deszczu budowle wzniesione z suszonej cegły po prostu się rozpływały i trzeba było stawiać je na nowo. Zaradzili temu Sumerowie, twórcy pierwszej cywilizacji w Mezopotamii, czyli na terenie dzisiejszego Iraku, w przybliżeniu równie starej jak egipska. Nazwa Mezopotamia oznacza po grecku „Kraj Między Rzekami”, czyli dolinę którą płyną Tygrys i Eufrat. Mniej więcej pięć tysięcy lat temu Sumerowie zaczęli wypalać cegły, podobnie jak już wcześniej robiono to z glinianymi garnkami. Cegła palona jest nieporównanie trwalsza i wytrzymalsza od surowej. Ale w Mezopotamii prawie wcale nie było lasów, brakło więc i opału. Nie można zatem było wypalać wszystkich cegieł. Używano więc cegły palonej tylko do najważniejszych budowli – świątyń i pałaców królewskich. A i w nich wykonywano z niej jedynie zewnętrzną powłokę murów, zabezpieczającą przed deszczem ich zasadniczy rdzeń, który nadal stanowiła znacznie tańsza cegła suszona. Mieszkańcy Mezopotamii – Sumerowie, a w późniejszych czasach Babilończycy i Asyryjczycy – wznosili z cegły wyniosłe „schodkowe” budowle, składające się z ustawionych jedne na drugich, coraz mniejszych ku górze prostopadłościanów (podobne stawiają dzieci z klocków). Były to ich najważniejsze świątynie, których ruiny zachowały się tu i ówdzie, a pamięć o nich przetrwała w biblijnej legendzie o Wieży Babel. Zewnętrzną warstwę tych budowli stanowiły palone cegły powleczone kolorową polewą. Sumerowie należeli również do najdawniejszych pionierów metalurgii. Już sześć tysięcy lat temu, a może jeszcze dawniej, wytapiali z rud miedź – pierwszy metal wykorzystywany przez człowieka. Miedź jest zbyt miękka, by można z niej było sporządzać narzędzia. Dlatego za właściwy początek epoki metali wypada uznać wynalezienie brązu, czyli stopu miedzi z cyną. Dokonali tego Sumerowie mniej więcej pięć tysięcy lat temu, prawdopodobnie dzięki szczęśliwemu przypadkowi, gdyż rudy miedzi i cyny często występują wspólnie. Brąz nadawał się znakomicie na narzędzia i broń. Był dostatecznie twardy i wytrzymały, a nieporównanie łatwiejszy w obróbce od kamienia. W stosunku do niego miał tylko jedną wadę– był znacznie droższy, ponieważ jego składniki występują o wiele rzadziej w przyrodzie. Z uwagi na wysoką cenę brązu wykonywano z niego przede wszystkim oręż, ozdoby i przedmioty zbytku. Miecze, hełmy i pancerze kuto, pozostałe wytwory odlewano. W tym celu sporządzano z wosku ich modele naturalnej wielkości i oblepiano gliną. Podczas wypalania takiej formy wosk roztapiał się i wyciekał przez specjalnie pozostawiony otwór. Kiedy forma ostygła wypełniano ją płynnym metalem. W Mezopotamii dokonano jeszcze jednego ogromnie ważnego wynalazku, stanowiącego po dziś dzień podstawowy element wielu dziedzin techniki. Wynaleziono koło. Było ono nadzwyczaj 8 trudne do wymyślenia, gdyż w otaczającej nas przyrodzie brak przykładów zarówno koła, jak i ruchu obrotowego. Warto przypomnieć, że stosunkowo wysoko rozwinięte cywilizacje Ameryki nie znały koła przed przybyciem tam Europejczyków. Pierwsze pojawiło się koło jezdne, ponad pięć tysięcy lat temu. Najstarsze wozy miały koła pełne, tarczowe, obracające się razem z osią. Dopiero w tysiąc lat później oś unieruchomiono i przytwierdzono do pudła pojazdu. Po następnych kilku wiekach zaczęto stosować koła szprychowe. Wiązało się to z wykorzystywaniem wozów do celów wojennych. Chodziło o to, by rydwany – z których wojownicy razili wroga pociskami – były jak najlżejsze, by rozwijać możliwie jak największą szybkość. W kilkaset lat po kole jezdnym pojawiło się, również w Mezopotamii, koło garncarskie. Dzięki jego obrotowi łatwiej było formować naczynia. Była to więc pierwsza maszyna produkcyjna, znacznie przyśpieszająca proces wytwarzania. Jej zastosowanie doprowadziło do powstania zawodu garncarza, najstarszej obok kowala – specjalności technicznej. Koło i ruch obrotowy znalazły następnie wiele najrozmaitszych zastosowań. Jeszcze w starożytności wynaleziono kołowrotek, tokarkę, żarna obrotowe, krążek linowy, koła zębate, koło wodne – żeby wymienić tylko najważniejsze. Wynalezienie koła zbiegło się z początkami wykorzystywania siły pociągowej zwierząt. Pierwsze tego rodzaju próby wiązały się z rolnictwem, od czasu gdy jakieś sześć tysięcy lat temu Sumerowie wynaleźli radło (prymitywny drewniany pierwowzór pługa) i zaczęli po raz pierwszy orać pola w sposób zbliżony do stosowanego po dziś dzień(wcześniej wzruszano tylko ziemię motykami). Pierwszymi zwierzętami pociągowymi były woły, zaprzęgane parami, początkowo po prostu za rogi, a z czasem za pomocą drewnianego jarzma. Kiedy pojawiło się koło zaprzężono woły do pierwszych wozów. Ale wół nadawał się tylko do transportu tylko na niewielkie odległości zarówno z uwagi na swą przysłowiową powolność, jak i na szybkie ścieranie się kopyt. A już zupełnie nie wchodził w rachubę jako „napęd” wozu bojowego. Do tego celu starożytni Sumerowie próbowali oswoić dzikiego osła górskiego – ongara, jednak bez powodzenia. W pełni udało się natomiast wykorzystać do tych zadań konia, którego cztery tysiące lat temu oswoiły ludy koczujące po stepach Azji środkowej i Europy wschodniej. ROZDZIAŁ VI Cywilizacja śródziemnomorska Początkowo poszczególne ośrodki cywilizacji stanowiły jakby odrębne światy, prawie się ze sobą nie kontaktujące. Każdy z nich rozwijał się w znacznym stopniu niezależnie od innych. Wiele spraw rozwiązywano podobnie, ponieważ zbliżone były potrzeby i możliwości owych dawnych społeczeństw. Na przykład wznosząc wysokie budowle nadawano im zawsze kształt zbliżony do ostrosłupa, względnie graniastosłupa, który można by nazwać „ściętym ostrosłupem”. Była to konieczność wynikająca z ówczesnego poziomu techniki budowlanej, z materiałów i urządzeń, jakimi dysponowali egipscy czy sumeryjscy inżynierowie. Podobnie zresztą postępowały i inne ludy znajdujące się na zbliżonym poziomie cywilizacji – także w innych epokach i innych regionach. Na przykład Majowie, Aztekowie i Inkowie w Ameryce przed odkryciem jej przez Kolumba wznosili również własne „piramidy”. Niektórzy chcę się w tym fakcie dopatrzyć dowodu na wcześniejsze kontakty pomiędzy Starym i Nowym Światem. W istocie sprawa polega na podobieństwie w dochodzeniu (czasem po wielu nieudanych próbach) do najwłaściwszych w danych warunkach 9 rozwiązań. Prawdę mówiąc, budowniczowie starożytnego Wschodu i Ameryki mieli niewielki wybór – pomiędzy ostrosłupem i stożkiem. Oczywiście, dokonywanie niezależnie podobnych wynalazków było zbędną stratą czasu i energii (także z punktu widzenia ludzkości jako całości). Dlatego też najchętniej korzystano z łatwiejszej drogi – naśladowania cudzych osiągnięć. Dzieje się tak i dzisiaj. Właśnie dzięki naśladownictwu i zapożyczeniom każdy ważny wynalazek w naszej epoce znany jest i stosowany już po kilku latach na całym świecie. Wymiana informacji i doświadczeń dokonuje się obecnie błyskawicznie. W czasach, o których mówimy – w głębokiej starożytności – procesy te zachodziły jeszcze bardzo powoli. Przypuszczamy na przykład, że tak wspaniały i potrzebny wynalazek, jakim było koło potrzebował aż tysiąca lat, by dotrzeć z Mezopotamii do niezbyt przecież oddalonego od niej Egiptu. Z upływem wieków stopniowo rosła liczba ośrodków cywilizacji, a kontakty pomiędzy nimi stawały się coraz bardziej ożywione. Torowali im drogę przede wszystkim kupcy – przedstawiciele nowego podówczas zawodu, którego rola polega na organizowaniu wymiany wszelkich wytworów. Dochodziło też do zbliżeń i wzajemnego poznawania się poprzez wojny i podboje – bowiem władcy każdej z urodzajnych dolin, wrósłszy w potęgę i bogactwo, starali się rozszerzać granice swych państw i narzucać swe panowanie okolicznym ludom. Z czasem owe strefy wpływów ówczesnych mocarstw zaczęły się stykać, a nawet zazębiać. Dochodziło do starć. Egipcjanie wojowali z Babilończykami, a potem z Asyryjczykami o zwierzchnictwo nad Syrią i Fenicją. A w czasie owych zmagań nie brakło okazji do wzajemnego przyswajania sobie osiągnięć przeciwników. W rezultacie, w ostatnim tysiącleciu dawnej ery obszary wokół wschodniej części Morza Śródziemnego, aż po wyżynny Iran na wschodzie, stały się już dość jednolitym pod względem cywilizacyjnym światem starożytnych. Wewnątrz owego świata kwitła wymiana handlowa, a bardziej przedsiębiorcze, „młodsze” cywilizacyjnie ludy – Fenicjanie i Grecy – organizowały dalekie morskie wyprawy i zakładały na „niczyich” wybrzeżach własne miasta – kolonie, utrzymujące związki z ojczyzną i bogacące się na wymianie, a przy okazji cywilizujące miejscową „barbarzyńską” ludność. Właśnie Fenicjanie i Grecy bardzo przyczynili się do upowszechnienia cywilizacji. Dzięki nim zdobycze strzeżone dotąd zazdrośnie w „zamkniętych”, żyjących własnym życiem państwach starożytnego Wschodu docierały do najdalszych rubieży owego świata. Otworzyli oni dostęp do cywilizacji wielu ludom, pozostającym przedtem na uboczu od głównych nurtów rozwoju ludzkości. Oba te „młodsze” przedsiębiorcze ludy nie ograniczały się do roli pośredników przenoszących cudze osiągnięcia na nowe obszary. Wzięły też twórczy udział w dokonującym się postępie. Największym osiągnięciem Fenicjan było wynalezienie alfabetu. Miało to znaczenie przełomowe. Używane bowiem do tego czasu pisma – wywodzące się z najprostszego zapisu obrazkowego – posiadały ozdobne symbole dla każdego przedmiotu czy pojęcia. Trudno dziś sobie wyobrazić, jak uciążliwa była sztuka pisania i czytania na starożytnym Wschodzie – wymagała pamiętania setek, a nawet tysięcy znaków (posługujący się nadal tego rodzaju pismem Chińczycy mają ich obecnie około osiemdziesięciu tysięcy!). alfabet był rozwiązaniem znakomitym. Niesłychanie uprościł sprawę. Wystarczyło nauczyć się dwudziestu paru liter, by móc składać z nich wszelkie wyrazy. Dzięki temu umiejętność znana przedtem nielicznym stała się znacznie bardziej dostępna. Grecy uczynili jeszcze więcej dla postępu ludzkości. Przyswoiwszy sobie dorobek swoich wielkich nauczycieli znad Nilu i Eufratu, poszli o krok dalej. Wiedza kapłanów egipskich i babilońskich ograniczała się na ogół do praktycznych recept podających, jak należy postępować w konkretnych wypadkach. Nie kusili się oni, by dojść przyczyn zjawisk zachodzących w otaczającym świecie, uważając, że wszystko, co się dzieje wypływa z woli bogów. Grekom nie wystarczały już takie wyjaśnienia. Chcieli poznać mechanizm zjawisk i zrozumieć, dlaczego przebiegają właśnie tak, a nie inaczej. Stawiając takie pytania zapoczątkowali naukę – najpotężniejszy instrument poznawania rzeczywistości, jakim dysponuje człowiek. Wprawdzie wiele spraw wyjaśnili błędnie, gdyż znali jeszcze zbyt mało faktów i nie zdawali sobie sprawy ze złożoności świata. Wprawdzie często dochodzili do fałszywych wniosków. Ale nie 10 umniejsza to ich głównej zasługi, polegającej na stworzeniu podstawowych zasad naukowego myślenia. Dzięki kolonizacji, a w ostatnich stuleciach dawnej ery w wyniku podboju całego niemal znanego wówczas świata, dokonanego przez Aleksandra Macedońskiego, Grecy dotarli do najdalszych jego zakątków i przemieszczali się z ludami rozmaitych regionów. Mieli oczy szeroko otwarte i łatwo przyswajali sobie wszystko, co uznali za pożyteczne lub choćby tylko interesujące. A jednocześnie zaszczepiali innym własne, nowe podejście do otaczającej rzeczywistości. Dzięki tym zabiegom powstała wspólna kultura i cywilizacja śródziemnomorska, na którą złożyły się najbardziej twórcze osiągnięcia wszystkich uczestniczących w niej ludów. Ostateczny kształt nadali jej Grecy, toteż nosi ona zdecydowanie ich piętno. Oni też rozwijali ją w ciągu kilku następnych stuleci, kładąc w wielu dziedzinach podwaliny, na których po dziś dzień opiera się ludzkość. Ich osiągnięcia w zakresie filozofii, logiki czy matematyki należą do szczytowych, nadal aktualnych zdobyczy umysłu ludzkiego. A największym ich wynalazkiem w dziedzinie życia praktycznego była demokracja, czyli system rządów, w którym społeczeństwo samo decyduje o swych prawach i obowiązkach. Mimo upływu tysięcy lat nikt dotychczas nie wymyślił lepszej recepty na wolność i dobrobyt. ROZDZIAŁ VII Pod przewodem Greków Nie tylko Grecy i Fenicjanie wnieśli w tym okresie ogromny wkład do postępu ludzkości. Przyczyniły się do niego w pewnym stopniu także inne ludy ówczesnego cywilizowanego świata. Mieszkańcy pogranicza Armenii i Azji Mniejszej (dzisiejszej Turcji) pierwsi nauczyli się wytapiać z rud żelazo i wykuwać z niego broń i narzędzia. Umiejętność tę przejęli niebawem od nich ich sąsiedzi i po kilku wiekach – mniej więcej trzy tysiące lat temu – upowszechniła się ona w krajach śródziemnomorskich. Żelazne wyroby tylko pod jednym względem ustępowały brązowym : ulegały korozji pod wpływem czynników atmosferycznych, czyli mówiąc po prostu – rdzewiały. Miały natomiast ogromną w porównaniu z nimi zaletę: były znacznie tańsze, gdyż nadające się do wykorzystania rudy żelaza występują w tej części świata znacznie obficiej od rud metali będących składnikami brązu. Tak więc dopiero w epoce żelaza narzędzia metalowe znalazły szerokie zastosowanie w produkcji, między innymi w rolnictwie. Brąz służył niemal wyłącznie wielmożom i wojownikom, żelazo także ludowi. Dlatego też niektórzy historycy nazywają je „metalem demokratycznym”. W ostatnim tysiącleciu dawnej ery uczyniono wiele dla ułatwienia i udogodnienia życia, podniesienia jego poziomu. Jednym z ważniejszych rozwiązanych wówczas problemów było zaopatrywanie miast w dobrą, nadającą się do picia wodę. Najchętniej doprowadzano ją– o ile tylko było to możliwe – ze źródeł i potoków górskich. Pierwsi dokonali tego Asyryjczycy, sprowadzając do swej stolicy – Ninwy – wodę z pobliskiej górskiej rzeki, którą w tym celu piętrzyli tamą. Spływała ona stamtąd obmurowanym korytem, które poprowadzono nad przepaściami i innymi przeszkodami (między innymi także potokami) po kamiennych mostkach. Takie urządzenie, którym woda płynie grawitacyjnie (to znaczy z góry na dół), nazywamy akweduktem. W tym samym mniej więcej czasie Żydzi doprowadzili wodę do Jerozolimy. W przeciwieństwie do Asyryjczyków, będących podówczas potęgą i nie obawiających się najazdu na swój kraj, Żydzi żyli w stałym zagrożeniu ze strony pobliskich mocarstw, przede wszystkim z resztą Asyrii. Obawiając się, by w razie oblężenia nieprzyjaciel nie odciął dopływu wody do miasta, poprowadzili ją potajemnie pod ziemią. W tym celu zbudowali pierwszy znacznych rozmiarów tunel, o jakim wiemy (miał on półtora 11 kilometra długości). Watro dodać, że tunel jerozolimski nie biegł prosto – był kręty, wydrążono go bowiem poprzez miększe partie skały. W niecałe dwa wieki później inżynier grecki Eupalinos z Megary zbudował na wyspie Samos pierwszy tunel w pełni zasługujący na swą nazwę wedle dzisiejszych pojęć. Doszło do tego również w związku z doprowadzeniem wody do miasta. Trzeba było w tym celu przebić masywną górę, piętrzącą się na drodze akweduktu. Tunel, mający przeszło kilometr długości, drążono jednocześnie z obu końców. Biegnie on w zasadzie prosto, z wyjątkiem niewielkiego załamania w miejscu, gdzie spotkały się obie ekipy budowniczych. Wodę poprowadzono nim w rurach z wypalonej gliny. Później, w ostatnich wiekach dawnej ery, coraz częściej stosowano w wodociągach miejskich rury metalowe, zazwyczaj z ołowiu. Te ostatnie musiały mieć niewątpliwie fatalny wpływ na zdrowie użytkowników, ale z trujących własności ołowiu nie zdawano sobie sprawy aż do ostatnich stuleci. W greckim mieście Sybaris był nawet rurociąg, którym doprowadzano z portu przywożone statkami wino. Zaopatrzenie w wodę bieżącą przyczyniło się do poprawy warunków higieny. Grecy dość powszechnie korzystali z natrysków. W pałacach w Asyrii i na Krecie pojawiły się pierwsze ustępy spłukiwane stałym przepływem bieżącej wody. Oczywiście, z tak wymyślnych udogodnień korzystały tylko wyższe warstwy ludności. Szary człowiek mógł jedynie zaczerpnąć wody w dostępnym publicznie miejscu, dokąd dostarczał ją akwedukt. Ale i to stanowiło wówczas nie lada wygodę. Nie zawsze jednak można było doprowadzać wodę grawitacyjnie, z wyżej położonych źródeł. Często trzeba ją było czerpać z płynącej doliną rzeki. Szczególny problem stanowiło to dla rolników, zwłaszcza w krajach tak gorących jak Egipt i Mezopotamia – nawadnianie pól uprawnych wymagało tam bowiem tak ogromnych ilości wody, że jej dostarczenie przez ludzi czy nawet juczne zwierzęta było porostu niepodobieństwem. To też już starożytni Egipcjanie posługiwali się rozmaitymi, ułatwiającymi to zadanie urządzeniami. Od niepamiętnych czasów przelewali wodę do wyżej biegnących kanałów za pomocą szadufów, urządzeń zbliżonych do żurawi studziennych. W ostatnim tysiącleciu dawnej ery stosowali także inne, wydajniejsze podnośniki, głównie specjalne koła ( albo łańcuchy rozpięte na dwóch kręcących się wałach) z czerpakami. Kiedy ludzie obracali takie koło, przymocowane do niego czerpaki napełniały się wodą na dole, a wylewały ją na górze. Pod koniec dawnej ery dwóch ważnych wynalazków w tej dziedzinie dokonali Grecy. Uczony Archimedes, żyjący w Syrakuzach na Sycylii (wówczas jednej z głównych kolonii greckich), skonstruował pomysłowy podnośnik wody w kształcie śruby, stosowany do dziś i nadal zwany śrubą Archimedesa. A jego rodak Ktesibios, mieszkający w Aleksandrii w Egipcie (będącej wówczas miastem na wpół greckim), zbudował pompę tłokową, z której również wciąż korzystamy. W ostatnich wiekach dawnej ery zaczęto do napędu owych podnośników wodnych i innych urządzeń produkcyjnych, głównie młynów zbożowych, zaprzęgać zwierzęta – przede wszystkim osły i muły. Obracały one, chodząc w kółko, tak zwany kierat, który można tu i ówdzie jeszcze dzisiaj zobaczyć na naszej wsi. Zastąpienie ludzi zwierzętami przy tej wyczerpującej i monotonnej pracy było istotnym krokiem na przód. Poza tym, opłacało się, ponieważ osioł jest wytrzymalszy od człowieka i ma o wiele mniejsze potrzeby i wymagania – można go zatem znacznie taniej utrzymać. Już najdawniejsze osiedla zabezpieczano obwarowaniami przed napadem. Z czasem, kiedy wyrosły wielkie i bogate miasta – otaczano je odpowiednimi, często imponującymi fortyfikacjami. Mury Babilonu – zaliczane do starożytnych „cudów świata” – miały podobno ponad dwadzieścia metrów wysokości i taką grubość, że na ich szczycie mogły by się bez trudu wyminąć cztery rydwany. Skoro wznoszono fortyfikacje, ci, którzy chcieli je zdobywać, musieli wynaleźć nadający się do tego sprzęt. Pierwsze świadectwa pomysłowości w tej dziedzinie pochodzą sprzed blisko trzech tysięcy lat. Wtedy to wojowniczy i zaborczy Asyryjczycy zaczęli się posługiwać machinami oblężniczymi – wysokimi wieżami na kołach, zbliżonymi do znanych Wam z „Trylogii” Sienkiewicza hulajgrodów. Ruchoma wieża oblężnicza spełniała kilka zadań. Chroniła w swym wnętrzu wojowników podczas zbliżania się do murów, ułatwiała wdarcie się na nie podczas szturmu, a znajdujący się na jej szczycie łucznicy zasypywali pociskami oblężonych, utrudniając im obronę. Dodatkowo, przez otwór w 12 dolnej części wieży wysuwano ciężką, okutą belkę– czyli tak zwany taran – usiłując nią uczynić wyłom w murze, a przede wszystkim wyłamać bramę. W ostatnich wiekach dawnej ery Grecy posługiwali się tak wielkimi i ciężkimi wieżami oblężniczymi, że podtaczanie ich do nieprzyjacielskich umocnień trwało całymi tygodniami i wymagało niekiedy pracy tysięcy ludzi. Najpotężniejsza z nich, użyta podczas oblężenia Rodos, miała – wedle ówczesnych świadectw – około czterdziestu metrów wysokości i musiała ważyć blisko dwieście ton. W tym czasie Grecy konstruowali także inne machiny wojenne, głównie rozmaite miotacze kamieni i innych pocisków, zwane katapultami. Podczas bitwy morskiej wyrzucano z nich sieci wypełnione kamieniami – celne trafienie w żagiel powodował wywrócenie się nieprzyjacielskiego okrętu. Zachowały się wieści o szczególnie wymyślnych i skutecznych machinach wojennych, które wspomniany już Archimedes miał konstruować dla obrony swych rodzinnych Syrakuz, kiedy oblegli je Rzymianie. ROZDZIAŁ VIII Pod panowaniem Rzymu Na przełomie dawnej i nowej ery świat śródziemnomorski podporządkowali sobie Rzymianie. Dokonali tego dzięki znakomitej organizacji i skuteczności swego wojska – słynnych rzymskich legionów. Zalety wojenne Rzymian były w znacznej mierze rezultatem odpowiedniego wychowania. Ustępowali jednak cywilizacyjnie i kulturalnie części ludów, które znalazły się pod ich panowaniem, a zwłaszcza Wschodowi, gdzie nadal rozkwitała myśl grecka. Trzeba przyznać, że Rzymianie szybko nauczyli się wiele od swych bardziej ucywilizowanych poddanych, przyswoili sobie ich osiągnięcia i wybitnie przyczynili się do upowszechnienia tych zdobyczy na całym obszarze swego ogromnego imperium. Wnieśli też własne, nowe podejście do działalności technicznej. Ich poprzednicy poprzestawali zazwyczaj na osiągnięciu swych celów poprzez „delikatne” korygowanie natury. Na przykład prowadząc drogę dostosowywali jej przebieg do ukształtowania terenu, dokonując niezbędnych prac tylko tam, gdzie to było konieczne. Rzymianie postępowali inaczej. Wytyczali swe drogi prosto, nie bacząc na przeszkody. Dolinami wiedli je po nasypach, by górowały nad okolicą, w terenie pofałdowanym wyrąbywali przejścia przez stojące na zawadzie wzgórza. Rzymianie byli pierwszymi wielkimi budowniczymi prawdziwych dróg. Przedtem używano niemal wyłącznie naturalnych traktów, a brukowano je tylko gdzieniegdzie, w pobliżu wielkich miast. Rzymianie budowali swe drogi nadzwyczaj solidnie – układali w tym celu kilka warstw kamieni rozmaitej wielkości, spojonych zaprawą wapienną, betonem lub ołowiem, mających łącznie około metra grubości. Był to więc właściwie leżący na ziemi, częściowo w nią zagłębiony mur. Chodziło im o to, by nawierzchnia była trwała, by nie trzeba jej było naprawiać częściej niż raz na stulecie. Powiodło im się zrealizować ten cel, można by rzec, iż z niejaką przesadą. Wiele z ich dróg nadal znajduje się w znakomitym stanie jeszcze dzisiaj, po dwóch tyś. lat, choć na ogół niezbyt je konserwowano. Co więcej, niektóre z nich doskonale zniosły przejazd setek wielotonowych czołgów podczas ostatniej wojny światowej. A przecież Rzymianie budowali je przede wszystkim dla swojej 13 armii, złożonej głównie z piechoty i nie posiadającej ciężkiego sprzętu. Nie przewidywali nawet ruchu kołowego, który odbywał się tylko na skalę lokalną– poważniejszych przewozów towarowych dokonywano bowiem w owej epoce wyłącznie drogą morską. Zachowało się z tamtych czasów porzekadło, że „ wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”. W jakimś sensie tak było istotnie. Gdziekolwiek biegła rzymska droga, można było na jej kamieniach milowych odczytać odległość od stolicy. Sieć drogowa stanowiła coś rodzaju układu krwionośnego ( a zarazem i nerwowego) ogromnego imperium, który zapewniał jego prawidłowe funkcjonowanie. Kursowali po niej kurierzy, dostarczając do Rzymu informacje i rozwożąc po prowincjach rozkazy. W razie potrzeby przerzucano nią szybko i sprawnie waleczne legiony z jednego krańca państwa na drugi. Dlatego ważne było, by drogi biegły prosto i -jeśli to było możliwe – górowały nad terenem. Dążono w ten sposób jednocześnie do zaoszczędzenia czasu i uchronienia wojska przed zasadzkami. Budując swą imponującą sieć drogową, Rzymianie nie zapomnieli o mostach. I w tej dziedzinie byli pionierami na skalę światową. Wcześniej istniał tylko jeden wielki most na kamiennych filarach – przez Eufrat w Babilonie. Rzymianie zbudowali ich setki. Były to kamienne mosty łukowe. Niektóre z nich przetrwały, przynajmniej częściowo do dziś. Cywilizacje starożytnego Wschodu umiały wprawdzie konstruować łuki kamienne, ale dopiero Rzymianie czynili to na tak wielką skalę. Konstrukcję tę wykorzystywali nie tylko w mostach. Również akwedukty prowadzili po kamiennych arkadach, niekiedy ustawionych w kilku kondygnacjach, jedne na drugich. W tej dziedzinie także zdecydowanie przewyższyli swych poprzedników, zapewniając zaopatrzenie w wodę wielu miastom na terenie całego imperium. Akwedukty rzymskie nierzadko miały po kilkadziesiąt kilometrów długości. Dziewięć z nich dostarczało wodę do stolicy, która w momencie największego rozkwitu liczył przeszło milion ludności. Rzym miał wody pod dostatkiem, nawet wedle dzisiejszych pojęć. Był też pierwszym w dziejach miastem skanalizowanym ; funkcjonowało w nim sporo ustępów publicznych, a niektóre domy były nawet wyposażone we własne ubikacje. Akwedukty rzymskie okazały się również o wiele trwalsze od imperium. Zachowało się do dziś niemało ich fragmentów, a pewne odcinki w Rzymie, w Atenach i w hiszpańskim mieście Segowii funkcjonowały jeszcze w naszym stuleciu. Chociaż główną zasługą Rzymian było upowszechnianie i stosowanie na wielką skalę cudzych zdobyczy technicznych, sami też dokonywania wynalazków. Jednym z nich był system powietrznego centralnego ogrzewania domów – stworzył go kupiec z Neapolu, Sergiusz Orata. Drugim niezwykle ważnym i szeroko wykorzystywanym przy wznoszeniu licznych budowli, był beton. W tym wypadku dopomogła Rzymianom natura – w Italii mieli do dyspozycji złoża tak zwanych pucolanów, czyli specjalnego gatunku popiołu wulkanicznego, mającego właściwości zbliżone do cementu. W czasach rzymskich pojawiła się również ogromnie ważny dla dalszego rozwoju techniki wynalazek – koło wodne. Po raz pierwszy zastosowano je w Azji Mniejszej. Początkowo wykorzystywano je wyłącznie w młynach zbożowych. Szybko upowszechniło się w całym imperium. Zaprzęgnięcie energii bieżącej wody do pracy produkcyjnej stanowiło istotny krok naprzód w podporządkowywaniu sobie przez człowieka sił przyrody. W tym samym czasie w Fenicji zapoczątkowano dmuchanie szkła. Szkło było pierwszym materiałem wytworzonym sztucznie przez człowieka. Znali je już starożytni Egipcjanie i Sumerowie sześć tysięcy lata temu, ale wytwarzali z niego niemal wyłącznie ozdoby w postaci paciorków. Dopiero jednak umiejętność dmuchania szkła pozwoliła na masową produkcję naczyń szklanych, które znalazły dość szerokie zastosowanie. Ważnym ośrodkiem życia umysłowego w imperium rzymskim była nadal na wpół grecka Aleksandria w Egipcie. Dokonywano w niej między innymi wynalazków. Najwybitniejszym spośród tamtejszych twórców w tej dziedzinie był Grek Heron, konstruktor sikawki strażackiej napędzanej ręczną pompą(stosowanej aż do zeszłego stulecia), organów wodnych, rozmaitych przyrządów mierniczych, a także pomysłowych automatów, dzięki którym zyskał znaczny rozgłos. Dzięki przemyślnym, ukrytym mechanizmom automaty owe zadziwiały obserwatorów. Były wśród nich samoczynnie napełniające się i opróżniające naczynia, drzwi, które otwierały się same po 14 rozpaleniu ognia na ołtarzu, urządzenia wydzielające porcję płynu po wrzuceniu do nich monety i wiele innych. Służyły one rozrywce, a prawdopodobnie także pokazywaniu „cudów” w świątyniach. Jedna z mechanicznych zabawek Herona zasługuje na szczególną uwagę – była to kula obracająca się pod wpływem odrzutu wydobywającej się z niej pary, stanowiąca w istocie prototyp turbiny parowej. Na przykładzie Herona widać, jak znaczne były możliwości ówczesnych konstruktorów. Właściwie był on w stanie obdarować ludzkość napędem parowym ponad półtora tysiąca lat wcześniej, nim do tego doszło. Dlaczego tak się nie stało? Czyżby nie dostrzegł kryjących się w swej zabawce możliwości? Trudno, oczywiście, odpowiedzieć na takie pytanie. Ale nie w tym tkwi sedno sprawy. Po prostu nie było jeszcze potrzeby zastosowania takiego napędu. Ówczesne zakłady produkcyjne – odpowiadające dzisiejszemu przemysłowi – były maleńkie w porównaniu z naszymi fabrykami i stosunkowo nieliczne. Była to epoka niewolnictwa i taniej siły roboczej było pod dostatkiem. A tam, gdzie najbardziej opłacało się wyręczyć człowieka, stosowano siłę zwierząt oraz świeżo opanowaną energię wodną, która mogła z naddatkiem zaspokoić wszelkie ówczesne potrzeby. Jest to przykład bardzo pouczający. Widać z niego jasno, że nie wystarczy najgenialniejszy nawet pomysł i biegłość konstruktora by doszło do praktycznego urzeczywistnienia wynalazku, do jego zastosowania. Muszą jeszcze istnieć sprzyjające temu warunki, dostatecznie silne konkretne potrzeby. Trzeba też, by kierujący produkcją ludzie zdawali sobie sprawę, że wykorzystanie nowości technicznej opaci się im bardziej niż poleganie na dotychczasowych metodach czy urządzeniach. ROZDZIAŁ IX Światło z Dalekiego Wschodu Przez parę stuleci Rzymianie władali światłem cywilizowanym, który w tym czasie powiększył się-w znacznej mierze dzięki ich działalności – o kraje leżące wokół zachodniej części Morza Śródziemnego i przyległe do nich obszary Europy zachodniej aż po Brytanię na północy. Potem ich zbiurokratyzowane, rozdarte wewnętrznymi sprzecznościami i walkami imperium zaczęło się chylić ku upadkowi. Przez pewien czas z najwyższym trudem przeciwstawiało się naporowi „barbarzyńców”, którzy w tym czasie wykazywali się większą do Rzymian inwencją w dziedzinie wynalazczości. Warto owym osiągnięciom ludów, nie związanych lub tylko słabo związanych z imperium rzymskim i cywilizacją śródziemnomorską, poświęcić chwilę uwagi, tym bardziej, że rzadko się o nich wspomina w książkach o historii tej epoki. A więc Celtowie wynaleźli mydło, o czy mało kto dziś pamięta. Już sam fakty, że nadal z niego korzystamy świadczy o randze tego wynalazku. Podstawowa zaleta mydła polega na tym, że rozpuszcza ono brud i tłuszcze, a przy tym samo daje się zmywać wodą. Przedtem naprawdę ubrudzony człowiek miał tylko jeden sposób, by się oczyścić– musiał się namaścić oliwą, a następnie zeskrobać ją z całego ciała. Był to zabieg wielce dokuczliwy. Natomiast ludy koczujące po stepach Europy wschodniej i Azji środkowej wynalazły strzemię i udoskonaliły siodło, co znakomicie udogodniło jazdę wierzchem i ogromnie zwiększyło znaczenie kawalerii, nie odgrywającej przedtem poważniejszej roli na polach bitew. Dzisiaj wynalazki te mogą się wydawać niezbyt ważne, jednak wówczas stanowiły istotne osiągnięcia. Szczególnie strzemię, dzięki któremu jeździec poczuł się pewnie w siodle i przestał nieustannie obawiać się upadku na ziemię(w starożytności niemało potyczek, które rozpoczynało się jako starcia kawalerii, kończyło się jako walka 15 piechoty, ponieważ w ich trakcie wszyscy pospadali z koni!). Są historycy, którzy twierdzą, że właśnie strzemię walnie przyczyniło się do powstania feudalizmu, bo dzięki niemu ciężkozbrojni konni rycerze stali się siłą, której nikt nie był w stanie się oprzeć. Jest w tym z pewnością ziarnko prawdy. Dlatego nie należy lekceważyć wynalazku strzemienia. Wreszcie, półtora tysiąca lat temu, zachodnia część imperium rzymskiego upadła pod ciosami najeżdżających ją ludów. Na kilka stuleci w niemal całej Europie zapanował chaos, a wspaniałe drogi, mosty i akwedukty – pozbawione napraw – stopniowo niszczały i przestawały funkcjonować. Część z nich „Barbarzyńcy” zrujnowali celowo, wydłubując ołów, którym Rzymianie spajali kamienie w niektórych ze swych budowli. Wschodnia część imperium istniała wprawdzie nadal, ale traciła wciąż na znaczeniu ograniczając się głównie do obrony swego stale zmniejszającego się obszaru przed najazdami sąsiadujących z nią ludów. Wkrótce też utraciła większość swych posiadłości w Azji i w Afryce na rzecz Arabów, fanatycznych wyznawców nowo powstałej religii – islamu – stworzonej w tym czasie przez Mahometa. Wszystkie te wydarzenia zahamowały na kilkaset lat postęp techniki w Europie i poważnie osłabiły go na pobliskich jej obszarach. Nie znaczy to jednak, że ludzkość w tym czasie w ogóle przestała się rozwijać. Wcale tak nie było. Zmieniła się tylko rola, jaką w tym procesie odgrywały poszczególne ośrodki cywilizacji. Punkt ciężkości przesunął się na wschód. Kiedy świat śródziemnomorskie przeżywał głęboki kryzys, przodownictwo objęły Chiny. One to nadawały ton postępowi ludzkości przez następnych kilkaset lat, dokonując najważniejszych wynalazków, z którymi Europa zapoznawała się dopiero po pewnym czasie, zazwyczaj za pośrednictwem Arabów. Pierwszym ważnym wynalazkiem chińskim tego okresu był nowoczesny zaprzęg, pozwalający wykorzystywać w pełni siłę i szybkość konia. Chociaż starożytni posługiwali się już koniem jako zwierzęciem pociągowym, stosowana przez nich uprząż była wadliwa – uciskała mu tchawicę. Toteż używano go wyłącznie do ciągnięcia lekkich bojowych rydwanów. Zaprzęg chiński – którego zasadniczą część stanowiło chomąto – potrzebował trzystu lat, aby dotrzeć przez Persję i Bliski Wschód do Europy. Przetrwał, prawie bez zmian, aż do naszych czasów. Dzięki niemu koń stał się podstawowym zwierzęciem roboczym i przez następnych tysiąc lat z górą odgrywał kluczową rolę w komunikacji, transporcie, rolnictwie, przemyśle i górnictwie (gdzie z czasem masowo stosowano go do napędu urządzeń wyciągowych i pomp). Chińczycy wynaleźli również, jeszcze w starożytności, papier – praktyczny, stosunkowo trwały, a przy tym tani (wytwarzany z miazgi drzewnej, konopi i szmat) materiał piśmienny. Przez ponad sześćset lat papier był monopolem chińskim. Potem, dość przypadkowo, zapoznali się z nim Arabowie – w bitwie stoczonej w Turkiestanie wzięli chińskich jeńców, wśród których znaleźli się specjaliści od produkcji papieru. Ludzie ci zostali osadzeni w Samarkandzie, gdzie niebawem zaczęli wytwarzać papier. W ciągu następnych stuleci umiejętność ta stopniowo rozprzestrzeniła się na kraje arabskie, poprzez Egipt zawędrowała wzdłuż północnych wybrzeży Afryki do Maroka, skąd mniej więcej osiemset lat temu przedostała się do południowej Hiszpanii, którą władali podówczas Arabowie. Stamtąd, w ciągu dalszych dwóch wieków, umiejętność wytwarzania papieru rozpowszechniła się na Francję, Włochy i Niemcy. Była to cenna, potrzebna nowość, wykazująca sporo zalet w porównaniu z materiałami piśmiennymi używanymi od czasów starożytnych w świece i śródziemnomorskim. Najdawniejszym z nich był papirus, wytwarzany w Egipcie z włókien rośliny o tej samej nazwie. Był to materiał nietrwały, a przy tym dość drogi, gdyż trzeba go było sprowadzać znad Nilu. Trwały, ale nieporównanie bardziej kosztowny był pergamin, sporządzany ze specjalnie wyprawionej skóry młodych jagniąt, cieląt lub koźląt (potrzeba ich było około tuzina na książkę o dwustu stronicach!). Po upowszechnieniu się papieru, pergaminu używano jedynie do spisywania bardzo ważnych dokumentów. Chiny były także ojczyzną druku. Już półtora tysiąca lat temu odbijano tam na kartkach papieru za pomocą drewnianych, powleczonych tuszem pieczęci magiczne zaklęcia, modlitwy oraz "święte" obrazki. Stopniowo nauczono się powielać coraz dłuższe teksty, aż wreszcie doszło do wydrukowania 16 owym prymitywnym sposobem pierwszej książki. Stało się to na sto lat przed powstaniem Państwa Polskiego! A w czasach gdy Mieszko chrzcił Polskę, na cesarskim dworze w Chinach grano już papierowymi drukowanymi kartami, zaś w obiegu znajdowały się pierwsze drukowane papierowe banknoty. Przez sześćset lat Chińczycy stosowali wyłącznie druk drzeworytowy, odbijając teksty i obrazki wyrżnięte na drewnianych klockach. Mniej więcej tysiąc lat temu kowal Pi Szeng wpadł na pomysł, że rozsądnie jest używać pojedynczych czcionek drukarskich (u nas odpowiadają one poszczególnym literom czy znakom, w języku chińskim symbolom oznaczającym całe wyrazy), z których można wielokrotnie składać rozmaite teksty. Pi Szeng stosował czcionki z wypalonej gliny, jego następcy próbowali drewnianych i cynowych. Wreszcie, po dwustu latach okładem, w Korei zaczęto drukować książki przy pomocy czcionek brązowych. Europa zawdzięcza prawdopodobnie Chinom pomysł druku, z którym zapoznała się jakieś siedemset lat temu. Dalszych udoskonaleń w tej dziedzinie dokonała sama, na własną rękę. Przypuszczalnie znajomość druku nie dotarła na Zachód naturalną drogą, wiodącą przez kraje arabskie. Arabowie bowiem zaczęli się nim posługiwać znacznie później – wiązało się to z niechęcią ich konserwatywnie nastawionego duchowieństwa do drukowania Koranu. Ze źródeł chińskich wiemy, że już tysiąc lat temu znano tam proch. Początkowo stosowano go wyłącznie do ogni sztucznych. Na pole bitwy trafił dopiero po dwóch wiekach z górą. W walkach z Mongołami użyto wówczas żelaznych, napełnionych nim rakiet. Rakiety wykształciły się zapewne ze strzał zapalających – miotanych za pomocą łuku rurek bambusowych wypełnionych płonącym prochem. Musiano zauważyć, że odrzut wydobywających się z wylotu takiej rurki gazów dodaje strzale szybkości, już wówczas, podobnie jak dzisiaj, wynalazki wojskowe rozprzestrzeniały się znacznie szybciej niż inne zdobycze techniki. W niespełna pół wieku o nowych chińskich środkach bojowych wiedzieli Arabowie, a w sto lat po Chińczykach Europejczycy zaczęli się posługiwać prochem na polach bitew w znacznie wymyślniejszy sposób, przy użyciu wynalezionych przez siebie armat. Jeszcze jednym ważnym wynalazkiem chińskim był kompas magnetyczny. Znajomość zasady działania igły magnetycznej sięgała w Chinach czasów starożytnych, a tysiąc lat temu wykorzystywaną ją do wskazywania stron świata, umieszczając na pływaku unoszącym się w naczyniu napełnionym wodą. Niewiele później zaczęli Chińczycy stosować kompas w nawigacji morskiej. Nie wiemy, jaką drogą ta nowość dotarła do Europy, trwało to jednak niezbyt długo, zaledwie kilkadziesiąt lat. W każdym razie Arabowie zapoznali się z kompasem nieco później od Europejczyków. Obok tych podstawowych osiągnięć, które z czasem miały zostać udoskonalone i wykorzystane na większą skalę przez Zachód, dokonali Chińczycy i innych, wartych wzmianki. Niesłychanie dawno, być może już cztery tysiące lat temu, nauczyli się wytwarzać jedwab, który w czasach rzymskich docierał w niewielkich ilościach nad Morze Śródziemne, gdzie był ogromnie ceniony. Jedwabne szaty nosiła Kleopatra, a cesarza Marka Aureliusza podobno nie stać było na sprawienie takiej sukni swojej żonie! W sto lat po upadku Rzymu monopol chiński w tej dziedzinie został przełamany. Jedwab zaczęto wytwarzać w Bizancjum (dzisiejszym Stambule). Stało się tak podobno za sprawą dwóch mnichów irańskich, którzy przeszmuglowali tam jajeczka jedwabnika we wnętrzu swych pielgrzymich kosturów. Chińskim wynalazkiem były taczki – stworzył je w czasach rzymskich Czuko Liang, a mniej więcej tysiąc trzysta lat temu zaczęto w Państwie Środka wytwarza porcelanę, której produkcja przez tysiąc lat stanowiła chińską tajemnicę. Monopol ten przynosić musiał Chinom znaczne dochody, gdyż porcelanę wielce ceniono w Europie. Można sobie tylko wyobrazić, jak ogromna część tego kruchego towaru ulegała zniszczeniu podczas transportu po ówczesnych bezdrożach na tak długim szlaku. Już tysiąc lat temu Chińczycy, jako pierwsi, posługiwali się soczewkami, a w trzysta lat później używali okularów (prawie w tym samym czasie wynaleziono je również, niezależnie, we Włoszech). Wznosili też imponujące budowle. Któż nie słyszał o słynnym Wielkim Murze Chińskim, zbudowanym w starożytności wzdłuż północnej granicy państwa dla powstrzymania najazdów mongolskich. Miał ponad cztery tysiące kilometrów długości – więcej niż wynosi odległość pomiędzy Lizboną, a Moskwą. W znacznej części przetrwał do naszych czasów. Bardzo poważne osiągnięcia mieli też od 17 niepamiętnych czasów Chińczycy w budowie kanałów. ROZDZIAŁ X Dla większej chwały Bożej Po paru "ciemnych" wiekach Europa powoli zaczęła się podnosić z upadku. Znękani długotrwałym chaosem ludzie próbowali zaprowadzić na nowo ład i porządek społeczny. Ukoronowaniem owych pragnień i wysiłków stało się zjednoczenie przez króla Franków Karola Wielkiego znacznej części Europy (Francji, Niemiec i północnych Włoch). Uważał się on za spadkobiercę rzymskich cesarzy. Władza Karola sięgała na wschodzie po Odrę, sława jeszcze dalej, o czym świadczy na wyraz "król", wywodzący się od jego właśnie imienia. Jednym z nielicznych własnych osiągnięć ówczesnej Europy było użycie po raz pierwszy prawdziwego pługa, przystosowanego do uprawy ciężkich wilgotnych gleb europejskich. Pamięć o dawnej świetności cywilizacji rzymskiej pozostawała wciąż żywa. Z podziwem oglądano ruiny starożytnych budowli i z czasem pokuszono się, by je naśladować, mniej lub bardziej udolnie. Przykładem takich prób były kamienne mosty łukowe na Rodanie w Awinionie i na Tamizie w Londynie. Jednakże przez cały okres średniowiecza starożytni pozostali dla żyjących wówczas ludzi niedoścignionym wzorem, a ich dzieła niezrównaną miarą doskonałości. Była to więc epoka przeniknięta poczuciem niższości. Nie ma ona zbyt dobrej opinii również i dzisiaj. Ustępowała starożytności zarówno poziomem życia, jak i stanem wiedzy. W wielu sprawach nie kierowała się rozumem, dając wiarę najrozmaitszym przesądom i nadmiernie polegając na poglądach starożytnego filozofa greckiego Arystotelesa, którego nauki popierał wszechpotężny wówczas Kościół. Jednakże w drugiej połowie średniowiecza uczyniono wiele dla rozwijania i upowszechniania techniki. W czasach rzymskich używano kół wodnych wyłącznie do mielenia ziarna. W Europie średniowiecznej zaczęto napędzać nimi tartaki, miechy i młoty w kuźnicach (czyli ówczesnych zakładach metalowych), urządzenia w garbarniach i wytwórniach sukna, szlifierki, a z czasem także specjalne młyny w papierniach. Na długie stulecia energia wodna stała się podstawowym środkiem napędu w przemyśle. Własnym osiągnięciem średniowiecza było zaprzęgnięcie do pracy także energii wiatru. Pierwsi uczynili to Persowie, mniej więcej tysiąc lat temu. Ich wiatraki miały pionową oś obrotu – przypominały wyglądem drzwi obrotowe. W dwieście lat później pojawiły się we Francji wiatraki europejskie odmiennego typu, jakie można jeszcze gdzieniegdzie spotkać na naszej wsi. Albo powstały one całkiem niezależnie, albo w oparciu o niedokładne wieści przywiezione, być może, przez uczestników wypraw krzyżowych. Wiatrak europejski był znacznie wydajniejszy od perskiego. Początkowo stanowił niewielką budkę obracaną na słupie tak, by wiatr działał na całą powierzchnię skrzydeł. Przypuszczalnie stał się pierwowzorem chatki na kurzej stopce, występującej w wielu dawnych bajkach. Nic w tym dziwnego – wykorzystywanie energii wiatru musiało ciemnym wieśniakom ówczesnym kojarzyć się z czarami. Pod koniec średniowiecza pojawił się udoskonalony wiatrak holenderski. Był to już solidny, murowany 18 budynek, obracała się tylko wieżyczka, na której zawieszone były skrzydła. Wiatraków używano w średniowieczu niemal wyłącznie do mielenia ziarna. Jedynie Holendrzy, wydzierający morzu zalane przez nie tereny, napędzali przy ich pomocy koła czerpakowe i pompy. Średniowiecznym wynalazkiem europejskim była armata. Początkowo działa były niewielkie. Najdawniejsze z nich, tak zwane bombardy, miały lufy ze spojonych ze sobą i opasanych obręczami sztabek żelaznych. Pod koniec średniowiecza odlewano już z brązu wielkie armaty, których ciężar dochodził do piętnastu ton. Początkowo strzelano kulami kamiennymi, później ołowianymi i żelaznymi. Skuteczność owych wczesnych dział była niewielka, ale huk ich wystrzałów niewątpliwie oddziaływał demoralizująco na nieprzyjaciela. W średniowieczu używano armat głównie przy obleganiu warownych zamków i miast – starano się przy ich pomocy wyłamać bramę lub dokonać wyłomu w murach. Arabowie, Hiszpanie, Portugalczycy i Włosi pierwsi zaczęli również wyposażać swe floty w działa okrętowe. W średniowiecznej Europie narodził się także zegar mechaniczny. Tego rodzaju ówczesne czasomierze były stosunkowo dużymi, niezgrabnymi i prymitywnymi konstrukcjami. Nie odznaczały się zbytnią dokładnością. Napęd ich stanowiły ciężarki zawieszone na sznurach lub łańcuchach nawiniętych na wał, który obracały opuszczając się pod wpływem siły ciążenia. Tarcze ich wyposażone były tylko w jedną wskazówkę, pokazującą godziny. Zegary takie umieszczano na wieżach ratuszowych lub kościelnych – korzystało z nich całe miasto. Pierwsze zegary wieżowe zainstalowano w Mediolanie, Modenie, Padwie, Brugii, Genewie, Strasburgu i Wrocławiu. Pod koniec średniowiecza Europejczycy udoskonalili i rozwinęli drukarstwo. Najwybitniejszym pionierem w tej dziedzinie był Niemiec Johannes Gutenberg, który jako pierwszy posługiwał się prasą drukarską(dociskaną przez obrót śruby) i używał metalowych czcionek. Jego największym dziełem było wydanie drukiem Biblii. Sukces tej publikacji przyczynił się do szybkiego upowszechnienia się druku w Europie. Rozwojowi czytelnictwa dopomogły również wielce produkowane już wówczas na skalę handlową i coraz szerzej używane okulary. Najdawniejsze miały wypukłe soczewki i były przeznaczone dla dalekowidzów, którymi stają sie na starość prawie wszyscy ludzie obdarzeni normalnym wzrokiem. Pod koniec średniowiecza pojawiły się także okulary dla krótkowidzów. Ludzie średniowiecza wznieśli wiele budowli. Najbardziej imponującymi spośród nich były wielkie katedry gotyckie o ostrołukowych sklepieniach i oknach. Ówcześni budowniczowie opierali się jedynie na intuicji i doświadczeniu – sporo ich konstrukcji zawaliło się, zanim doszli do prawdziwego mistrzostwa w tej dziedzinie. Nieomalże każde szanujące się miasto średniowieczne starało się wznieść katedrę większą i piękniejszą od innych. Niekiedy taka budowa trwała przez parę stuleci. Wiele z nich było przedsięwzięciami ponad stan i musiało fatalnie się odbijać na stopie życiowej całej ludności. Owe budowle, których wielkość przetrwała do dziś, są świadectwem triumfu potrzeb duchowych nad praktycznym, racjonalnym podejściem do życia. Pod tym względem są zbliżone do piramid egipskich. Chociaż w średniowieczu uczyniono niemało dla rozwoju techniki, prawie nie znamy imion jej ówczesnych pionierów. Ludziom tej epoki z reguły nie zależało na rozgłosie – wystarczało im, że są pożyteczni, pracując dla większej chwały Bożej... ROZDZIAŁ XI Odrodzenie Mniej więcej pięćset lat temu sposób myślenia ludzi Europie uległ wyraźnej przemianie. Średniowieczne poglądy – głoszące, że życie doczesne jest nieistotne i mało ważne, a jedynym jego 19 celem powinno być dążenie do zbawienia wiecznego – przestały ludziom wystarczać. Zaczęto dostrzegać i cenić piękno życia i otaczającego świata. Przestano wierzyć bez zastrzeżeń w prawdy uznawane od stuleci za niepodważalne. Chciano, na wzór starożytnych, cieszyć się życiem, a dążenie do sławy i bogactwa stało się czymś naturalnym i zrozumiałym. Oczywiście, owe przemiany były wynikiem narastających już wcześniej wątpliwości. Część z nich wiązała się z religią. Nie kwestionując tego, że Pismo Święte stanowi Boże objawienie, wysuwano zastrzeżenia do sposobu, w jaki wykładał je Kościół, i domagano się, by każdy miał prawo rozumieć je na swój sposób. Nadto drażniła ludzi rozbieżność pomiędzy zasadami ewangelicznymi głoszonymi oficjalnie przez Kościół a jego postępowaniem – dążeniem do pomnażania swej potęgi i bogactwa, a zwłaszcza prześladowaniem ludzi nie chcących mu się podporządkować. Najdobitniej wyraził nowe poglądy na ten temat Marcin Luter. Po nim przyszli inni. W rezultacie doszło do powstania w Europie kilku kościołów nie uznających zwierzchnictwa papieża, które nazwano protestanckimi. Drugą sprawą, która wywołała sprzeciw ludzi myślących, był średniowieczny stosunek do otaczającej rzeczywistości. Nie chcieli oni dłużej polegać na ustaleniach dokonanych przed blisko dwoma tysiącami lat przez Arystotelesa, ale badać przyrodę doświadczalnie, posługując się własnym rozumem. Największego przełomu w tej dziedzinie dokonał Mikołaj Kopernik, dowodząc, że Ziemia jest w istocie niewielką planetą, krążącą wokół Słońca. Odkrycie – którego długo nie chcieli uznać zwolennicy dawnego, średniowiecznego sposobu myślenia – wywołało prawdziwą rewolucję w poglądach na rolę i znaczenie ludzkości. Nic dziwnego. Inne jest przecież samopoczucie istoty, której Bóg dał we władanie centralny punkt świata (jak do tego czasu myślano), a inne mieszkańca drobinki pędzącej przez przeraźliwą pustkę bezmiernego Kosmosu. Wspólną cechą nowych poglądów było dążenie do niezależności w myśleniu i uważanie jej za podstawowe prawo człowieka. Świadczyło to o odzyskiwaniu przez ludzkość wiary we własne siły. Rozprzestrzenianiu się nowych myśli sprzyjał druk, dzięki któremu mogły one szybko docierać do znacznej liczby ludzi w różnych krajach. Był to w istocie nawrót do dawnego, przed średniowiecznego sposobu myślenia, właściwego starożytnym, nie uznającego rygorystycznych ograniczeń. Dlatego nową epokę, którą zapoczątkowały owe "buntownicze" prądy, nazwano odrodzeniem. Dla ludzi odrodzenia życie stało się interesującą przygodą, której starali się dodać blasku. A najważniejszą ich cechą była ciekawość świata. Podejście to stało się źródłem nowoczesnego sposobu myślenia, podstawą całego dorobku ludzkości w ciągu ostatnich pięciu wieków – wielkiego rozwoju nauki i techniki, a także wzrostu znaczenia i roli państwa w życiu społecznym. Chociaż odrodzenie narodziło się we Włoszech, najlepsze warunki dla postępu powstały niebawem przede wszystkim w krajach protestanckich – Niemczech i Francji. Toteż one właśnie wyszły wówczas na czoło. Początkiem tego okresu była epoka wielkich odkryć geograficznych. Mocarstwa morskie podejmowały dalekie wyprawy, najpierw w celach handlowych (aby uzyskać dostęp do poszukiwanych w Europie towarów Wschodu, na których bogacili się do tego czasu arabscy pośrednicy), a następnie po to, by obejmować w posiadanie i eksploatować zamorskie kraje. Zaczęły się tworzyć pierwsze imperia kolonialne. Pokonanie oceanów, przejmujących zabobonną trwogą żeglarzy starożytności średniowiecza, stało się możliwe dzięki łącznemu wykorzystaniu kilku ważnych zdobyczy technicznych. Polegały one na udoskonaleniach w konstrukcji okrętów (między innymi wzmocnieniu jej i uodpornieniu na wstrząsy), na odpowiednim ich ożaglowaniu (dzięki czemu stały się zdolne do swobodnego manewrowania, łącznie z żeglugą pod wiatr), a zwłaszcza na zastosowaniu nowego, doskonalszego typu steru, znacznie sprawniejszego od starożytnych wioseł sterowniczych. Nowy ster, zwany zawiasowym, stanowił przedłużenie kliu i mógł sprostać wymogom żeglugi po pełnym, wzburzonym morzu. Wiemy, że już dwa wieki wcześniej używano go na Morzu Północnym i Bałtyku (być może, został zapożyczony z Chin, gdzie znano go jeszcze dawniej). Ważnym czynnikiem umożliwiającym wyprawy oceaniczne był też stosunkowo wysoki poziom nawigacji, czyli orientowania się na pełnym morzu. Korzystano powszechnie z kompasu oraz rozmaitych przyrządów pozwalających dokładnie określić położenie słońca i gwiazd. Same wyprawy 20 również przyczyniły się do dalszego udoskonalenia techniki morskiej, w czym prym wiedli Holendrzy, wynajdując między innymi kliwer, czyli trójkątny żagiel przedni. Pierwsi wyruszyli jednak na oceany Portugalczycy, a w ślad za nimi Hiszpanie. Anglicy i Holendrzy włączyli się do kolonizowania świata nieco później. Przy okazji odkryto nowy kontynent – Amerykę. Stwierdzono też, że Ziemia naprawdę jest kulista – o czym wprawdzie wiedzieli już starożytni filozofowie greccy, ale w co mało kto wierzył serio, zwłaszcza w średniowieczu. ROZDZIAŁ XII Nowe wspaniałe możliwości W epoce odrodzenia toczono wiele wojen. Wyrzynano się ze względów religijnych, walczono także o podział coraz większego, stale rozszerzającego się w wyniku nowych odkryć świata. Nastąpił kolosalny rozwój broni palnej, która zaczęła odgrywać coraz bardziej znaczącą rolę na polach bitew. Udoskonalone armaty umożliwiały zdobycie każdej warowni, a niebawem nauczono się także podkopywać pod umocnienienia i wysadzać je minami prochowymi. Feudalni wielmoże przestali się czuć bezpiecznie za murami swych zamków. Nowa technika wojenna położyła kres ich samowoli, bowiem władca dysponował już dostatecznymi środkami, by wymusić posłuch. Nastała epoka monarchii absolutnej. Również bitwy w otwartym polu coraz rzadziej rozstrzygano starciem wręcz. Często w ogóle do niego nie dochodziło – decydowała siła ognia. Zaczęto tworzyć regularne oddziały piechoty uzbrojone w broń palną, strzelające salwami. Pierwsi uczynili to Turcy. Po pewnym czasie pojawiły się muszkiety o długich lufach, tak długich, że trzeba je było opierać na specjalnych podpórkach w formie widełek. Długa lufa ułatwiała celowanie. W długiej lufie pocisk nabierał większej prędkości początkowej, a więc trafiał w cel z większą siłą. W powszechnym mniemaniu zakuci w zbroje rycerze kojarzą się ze średniowieczem. W rzeczywistości średniowieczni rycerze walczyli w drucianych kolczugach – dopiero rozwój broni palnej zmusił wojowników do okrywania się, coraz szczelniej, żelaznymi blachami. Zbroja płatowa stanowiła dość dobrą osłonę. Wprawdzie kula z muszkietu, wystrzelona z niewielkiej odległości, przebijała ją przy prostopadłym trafieniu, ale pociski z dalszych odległości odbijały się od niej, a trafiające pod kątem ześlizgiwały się z niej. W miarę jak doskonalono broń palną, rosła grubość, a wraz z nią ciężar zbroi. Ponieważ przywdziewali ją wyłącznie jeźdźcy, do pewnego momentu nie stanowiło to poważniejszego problemu. Kiedy jednak zbroje stały się tak ciężkie, że dotkliwie krępowały swobodę ruchów rycerzy, w końcu z nich zrezygnowano, choć długo jeszcze korzystano z pancerzy (napierśników), a po dziś dzień zachowano hełmy. Zakuwanie ludzi w żelazo stało się możliwe, gdyż pod koniec średniowiecza poważnie wzrosła europejska produkcja hutnicza dzięki wynalezieniu i rozpowszechnieniu wielkich pieców. Żelazo potaniało i coraz częściej wytwarzano z niego narzędzia. Rozkwit hutnictwa doprowadził w niektórych krajach (na przykład w Anglii) do wytrzebienia lasów. Sięgnięto więc pod ziemię po nowe paliwo – węgiel. Zwiększyło się też zapotrzebowanie na kruszce (rudy metali) i inne bogactwa mineralne, co zmusiła górników do eksploatacji pokładów zalegających głęboko pod ziemią, nierzadko na sto kilkadziesiąt metrów. Wymagało to znacznie intensywniejszego odpompowywania wody podziemnej 21 nieustannie napływającej do chodników i sztolni i grożącej ich zalaniem. W dużych kopalniach setki koni obracały dzień i noc kieraty, napędzając różnego rodzaju urządzenia czerpakowe. Rozwijał się przemysł. Wzrastała liczba kół wodnych. Zyskały one dalsze zastosowania, napędzając urządzenia produkcyjne w papierniach, olejarniach, hutach szkła, wytwórniach prochu, kopalniach, a nawet zasilając wodą ponownie powstające, pierwsze od czasów rzymskich wodociągi miejskie. Jeden z takich nowoczesnych naówczas wodociągów powstał we Fromborku. Koło wodne podnosiło w nim wodę na przeszło dwadzieścia metrów. Nawiasem mówiąc, niesłusznie uważano za jego twórcę Kopernika – został zbudowany już po jego śmierci. Prawdziwe odrodzenie nastąpiło w dziedzinie budownictwa i architektury. Porzucono "barbarzyński" gotyk i zaczęto naśladować klasyczne, czyli starożytne wzory, starając się im dorównać tak pod względem piękna, jak i inżynierskiego kunsztu. Wkrótce okazało się, że jest to wykonalne. Włoscy mistrzowie wznosili wspaniałe kopuły o wielkich rozpiętościach, przerzucali ponad rzekami mosty, z upodobaniem zajmowali się organizowaniem miejskiej przestrzeni – urządzając piękne place i parki. Ponieważ dawne mury warowne nie stanowiły już dostatecznie pewnej obrony wobec rozwoju artylerii, zaczęto stosować nowy system fortyfikacji : otaczano miasta wielobokiem potężnych wałów ziemnych, wzmocnionym dodatkowo na narożach wysuniętymi obmurowanymi bastionami. Z bastionów tych, gęsto obsadzonych działami i doborowymi muszkieterami, można było wziąć w krzyżowy ogień idącego do szturmu nieprzyjaciela. Inżynierowie epoki odrodzenia zaczęli też porządkować gospodarkę wodną. Budowali pierwsze nowoczesne kanały, wyposażone w śluzy. Osuszali bagniste, podmokłe tereny – zdając sobie sprawę z ich szkodliwego wpływu na zdrowotność okolicy, a przy okazji starając się powiększyć obszar pól uprawnych. Szczególnie wiele dokonali w tym okresie Holendrzy, wydzierając morzu znaczne tereny. Coraz racjonalniej podchodzono też do rolnictwa, stale ulepszając stosowaną od czasów średniowiecza trójpolówkę, czyli system, w którym obszar rolny dzielono na trzy pola kolejno obsiewane zbożem ozimym (posianym jesienią), zbożem jarym (sianym wiosną), a następnie pozostawiano nie obsiane (jako ugór). W epoce odrodzenia zaczęto uprawiać na nich na przemian zboża oraz rośliny okopowe i pastewne. Dbano też bardziej o obfite nawożenie. Kiedy w wyniku rozmaitych prób ustalono najkorzystniejsze kombinacje owych upraw – doszło do powstania nowego, doskonalszego systemy zwanego płodozmianem (narodził się on w XVIII wieku). Nowością były przywiezione z Ameryki ziemniaki; początkowo traktowano je jednak z rezerwą, upowszechniły się na dobre dopiero w XVIII stuleciu. Dostatek żywności i wyraźna poprawa warunków życia doprowadziły do znacznego wzrostu liczby ludności, która w pewnych krajach uległa w ciągu stu lat podwojeniu. W miastach, cieszących się znaczną swobodą(niektóre z nich rządziły się same jako niezależne republiki), kwitło rzemiosło. Mistrzowie epoki odrodzenia osiągnęli w wielu dziedzinach kunszt o wiele wyższy niż starożytni. Szczególnie wysoki był poziom produkcji szkła. Na wyspie Murano, koło Wenecji, wytwarzano wspaniałe lustra. Sztuka ta, przynosząca ogromne dochody, stanowiła sekret przestrzegany pod karą śmierci. Holenderscy szlifierze soczewek do okularów doszli do prawdziwego mistrzostwa. Mając stale do czynienia z wielką ilością rozmaitych soczewek i zapewne posługując sie jednymi z nich, odkryli – być może przypadkowo – że pewne zestawy soczewek mają wyjątkowe właściwości. Tak doszło do wynalezienia mikroskopu i lunety, instrumentów, które odsłoniły nam tajemnice dwóch światów – świata rzeczy niewyobrażalnie małych i świata rzeczy niewyobrażalnie wielkich – niedostępne wzrokowi ludzkiemu. Używając mikroskopu, uczeni wkrótce odkryli komórkową budowę roślin oraz drobnoustroje, tworząc podstawy nowoczesnych nauk przyrodniczych. Obracając lunetę na niebo, astronomowie poczynili pierwsze podstawowe obserwacje, zmieniające dotychczasowe wyobrażenia o przestrzeni pozaziemskiej i potwierdzające słuszność teorii Kopernika. Wysoki kunszt osiągnęli także konstruktorzy wszelkiego rodzaju mechanizmów. Wśród nich prym wiedli zegarmistrze. Zastosowali on do napędu zegara sprężynę, dzięki czemu mógł on mierzyć czas nawet będąc transportowany. Pierwsze zegarki sprężynowe miały dość pokaźne rozmiary i nie mieściły się jeszcze w kieszeni; noszono je wówczas na szyi. Z produkcji tego rodzaju najdawniejszych 22 zegarków zasłynęło niemieckie miasto Norymberga. Włoski uczony Galileusz, przyglądając się kołysaniu żyrandola w katedrze w Pizie, zaobserwował, że każde z jego wahnięć trwa tyle samo czasu. Dokonał w ten sposób odkrycia podstawowego prawa ruchu wahadła, które następnie starał się wykorzystać w praktyce do regulacji odmierzania czasu. Osiągnął tylko częściowy sukces. Praktyczny zegar wahadłowy skonstruował nieco później uczony holenderski, Christian Huygens. Wybitni ludzie epoki odrodzenia często bywali bardzo wszechstronni, chętnie próbowali, i to z powodzeniem, swych sił na wielu polach. Na przykład wspomniany Galileusz był wynalazcą i innych przyrządów (między innymi termometru), stworzył podstawy nowoczesnej mechaniki, czyli nauki o ruchu ciał, zapoczątkował nauki inżynierskie (badał doświadczalnie wytrzymałość rozmaitych materiałów i próbował projektować konstrukcje w oparciu o obliczenia), był też pierwszym, który skierował lunetę na niebo i dokonał wielu odkryć astronomicznych. Huygens natomiast uczynił wiele dla rozwoju matematyki i fizyki, między innymi odkrył falową naturę światła; dokonał też innych odkryć, a wśród nich kilku astronomicznych – najważniejszym z nich było pierwsze zaobserwowanie pierścieni otaczających Saturn. Prawdziwym jednak geniuszem wszechstronności był żyjący nieco wcześniej od obu wymienionych Włoch Leonardo da Vinci. Zasłynął jako malarz, którego obrazy nadal są podziwiane. Prowadził rozległe badania naukowe w wielu dziedzinach, dochodząc często do rewelacyjnych wyników. Opracował projekty niezliczonych wynalazków, znacznie wyprzedzających jego epokę– zachowały się liczne rysunki i notatki przedstawiające między innymi maszyny latające, opancerzone pojazdy bojowe (pierwowzory czołgów), łódź podwodną, maszyny włókiennicze, walcarkę, tokarkę, rozmaite przekładnie, zawory, pompy i wiele innych urządzeń, na których realizację ludzkość miała jeszcze czekać dziesiątki, a nierzadko i setki lat. Leonardo był zapewne najwybitniejszym geniuszem epoki odrodzenia, a może i wszystkich czasów. Ale pożytek z jego twórczej działalności był żaden. Uprawiał ją bowiem niemal wyłącznie jako sztukę dla sztuki, nikogo nie informując o uzyskanych rezultatach. Toteż prawie nie wywarł wpływu na rozwój nauki i techniki. Jego spisane szyfrem notatki odnaleziono dopiero po stuleciach, kiedy już utraciły niemal całkowicie swą wartość praktyczną. Stały się więc jedynie sensacją historyczną, ukazującym jak wiele może zdziałać wybitny umysł pomimo ograniczeń swej epoki, jak daleko jest w stanie wybiec w przyszłość w twórczym wizjonerstwie. A prawdziwy postęp techniczny był dziełem ludzi mniejszej wprawdzie miary, ale bliżej związanych z praktyką dnia codziennego, z jego potrzebami i dążeniami. Pojawiło się niebawem wiele pierwowzorów urządzeń, które w przyszłości odegrać miały ogromną rolę w rozwoju techniki. Francuz Jacques Besson skonstruował nowoczesną tokarkę, a duchowny angielski William Lee dziewiarkę mechaniczną, czyli pierwszą maszynę włókienniczą, wyręczającą człowieka w większości czynności związanych z wytwarzaniem pończoch. Były to pierwsze jaskółki mechanizacji przemysłu, jaka miała nastąpić w nadchodzących stuleciach. W tym czasie zdano sobie sprawę z istnienia ciśnienia atmosferycznego i przeprowadzono wiele pomysłowych doświadczeń w celu zmierzenia jego siły. Niektóre z owych eksperymentów – dokonywane publicznie – stały się sensacją dnia. Celował w nich zwłaszcza burmistrz Magdeburga, Otto von Guericke, który pewnego razu wypompował powietrze spomiędzy dwóch dokładnie dopasowanych miedzianych półkul, tworzących razem kulę o średnicy około pół metra, a następnie zaprzągł do każdej z nich po cztery pary silnych koni. Mino poganiania zwierzęta nie mogły oderwać od siebie owych półkul. Ważnym rezultatem badań Guerickiego był wynalazek pompy próżniowej. Inny eksperymentator w tej dziedzinie, Włoch Evangelista Torricelli, skonstruował barometr. Dziewiętnastoletni Francuz Blaise Pascal, syn poborcy podatkowego, pragnąc ułatwić ojcu związane z jego pracą żmudne warunki, skonstruował arymometr – pierwszą maszynę do liczenia, na której można było wykonywać cztery podstawowe działania. Podjęto też pierwsze próby opanowania niedostępnych jeszcze penetracji człowieka obszarów. W Londynie przepłynęła Tamizę w zanurzeniu pierwsza łódź podwodna, poruszana wiosłami, 23 zbudowana przez Holendra Corneliusa van Drebbela. A w Warszawie spolonizowany Włoch, Tytus Liwiusz Boratyni, przeprowadził głośne podówczas próby z modelem machiny latającej w kształcie smoka (był to zapewne rodzaj latawca). Tak to nowy sposób myślenia zaczął wydawać pierwsze owoce. ROZDZIAŁ XIII Rewolucja przemysłowa Pierwsze dwa wieki od nastania epoki odrodzenia – którym poświęcono dwa poprzednie rozdziały – były, jak wiemy, okresem wielkich zmagań pomiędzy europejskimi mocarstwami o panowanie nad światem. Początkowo dominowała w nich Hiszpania, która najwcześniej zagarnęła olbrzymie obszary zamorskie, głównie w Ameryce, i niesłychanie się wzbogaciła zwożonymi stamtąd w ogromnych ilościach bogactwami, przede wszystkim złotem. Potem doszło do kilku decydujących starć, z których najważniejsze zakończyło się klęską zadaną przez Anglików słynnej hiszpańskiej Wielkiej Armadzie. Jednocześnie w życiu społeczeństw europejskich zachodziły – mniej na pozór widoczne, ale jeszcze istotniejsze dla dalszego rozwoju – przemiany. Najkorzystniej i najpełniej przebiegały one w krajach, w których najpowszechniej ugruntował się nowy, nowoczesny już sposób myślenia, a więc przede wszystkim tam, gdzie znaczącą rolę odgrywali protestanci. W dziedzinie techniki polegały one na zainteresowaniu pracą i rzetelnym do niej stosunku. Dostrzegano też i coraz pełniej wykorzystywano możliwości, jakie wynikały dla postępu techniki z rozwoju badań naukowych. W rezultacie owych wydarzeń politycznych oraz przemian społecznych powstał w XVIII wieku nowy układ sił. Najpotężniejszym i najbardziej zasobnym mocarstwem stała się Francja, a drugie miejsce zajmowała ustępująca jej dość wyraźnie pod wieloma względami Anglia. A jednak istniały ważne powody, dla których właśnie w Anglii, a nie we Francji, doszło wówczas do przemian, które nazywamy rewolucją przemysłową. Narodził się tam nowoczesny przemysł i powstały zaczątki nowego, znacznie doskonalszego systemu gospodarczego – kapitalizmu. Złożyło się na to kilka przyczyn. W Anglii wcześnie zniesiono poddaństwo i chłopi nie byli już zobowiązani do dożywotnich świadczeń na rzecz panów feudalnych. Ale nie mieli własnej ziemi i tylko część ich mogła znaleźć pracę w wielkich majątkach, które nie potrzebowały zbyt wielu robotników rolnych. W ówczesnej Anglii bowiem stosowano płodozmian oraz udoskonalone narzędzia, a nawet pierwsze maszyny rolnicze. Powstała zatem na wsi poważna nadwyżka siły roboczej, nie mającej środków utrzymania. Ludziom tym dosłownie groziła klęska głodu, gotowi więc byli przyjąć każde zajęcie – także w mieście – po prostu aby przeżyć. Równocześnie bardzo szybko rozwijały się niektóre dziadziny wytwórczości, mające nieograniczone rynki zbytu w zamorskich koloniach – przede wszystkim włókiennictwo, a także hutnictwo i związane z nim górnictwo. Sprzyjała temu rozwojowi przemysłu polityka władz, przychylnych wolnej konkurencji. Ludzie bogaci chętnie lokowali w nim kapitały, gdyż przynosiło to im duże zyski. Produkcja włókiennicza w tym okresie opierała się początkowo na chałupniczej pracy licznych przędzalników i tkaczy. Do wzmożenia jej wydajności można było dążyć przede wszystkim poprzez usprawnienia organizacyjne. Doszło niebawem do tego, że zgromadzono owych fachowców pod 24 jednym dachem, w zakładach zwanych manufakturami (czyli rękodzielniami), gdzie łatwiej było kierować ich pracą, kontrolować jej rezultaty i zmuszać ludzi do najwyższego wysiłku. Nie była to jeszcze fabryka w dzisiejszym rozumieniu, przede wszystkim dlatego, że nie stosowano w niej maszyn; jej personel stanowili wyłącznie rękodzielnicy. Nieustanne dążenie do zwiększenia produkcji tkanin sprzyjało wynalazczości. Pierwszym ważnym krokiem naprzód w tej dziedzinie było mechaniczne czółenko tkackie, wprowadzone w 1733 roku przez Johna Kaya. Pozwoliło ono na podwojenie wydajności pracy i umożliwiło wyrób tkanin o większej szerokości. Nowość ta upowszechniła się w ciągu paru dziesięcioleci. Przyspieszenie procesu tkania wzmogło zapotrzebowanie na przędzę, któremu nie mogli podołać wytwarzający ją ręko dzielnicy. A ponieważ, jak wiemy, potrzeba jest matką wynalazków – w latach sześćdziesiątych XVIII wieku pojawiły się pierwsze przędzarki mechaniczne. Ich twórcami byli tkacz James Hargreaves i fryzjer Richard Arkwright. Druga z nich była już maszyną o pracy ciągłej, napędzano ją kołem wodnym lub kieratem. Zalety obu tych przędzarek połączył mechanik Samuel Crompton, konstruując w 1779 roku bardzo wydajną maszynę przędzalniczą, która szybko się upowszechniła. Tera z kolei tkactwo nie mogło dotrzymać kroku przędzalnictwu. Sytuację uratowało dopiero krosno mechaniczne, wynalezione w 1787 roku przez duchownego Edmunda Cartwrighta, które – po pewnych ulepszeniach – stało się na długi czas jedną z podstawowych maszyn przemysłowych. Ówczesne włókiennictwo angielskie stanowi więc klasyczny przykład działania nowoczesnego mechanizmu rozwojowego, w którym wynalazki powstające w jednej dziedzinie niejako wymuszają rodzenie się wynalazków w drugiej, z nią współzależnej. Wszystkie te maszyny stale doskonalono, starając się przy tym uprościć ich obsługę. Dzięki temu mogli przy nich pracować, po krótkim przeszkoleniu, ludzie zupełnie niewykwalifikowani. Otworzyło to drogę do przemysłu setkom tysięcy "nadliczbowych" chłopów z przeludnionej angielskiej wsi. Można powiedzieć, że rewolucja przemysłowa przyszła w samą porę, by uchronić lud angielski od klęski głodu, a państwo od związanych z tego rodzaju katastrofą napięć i zaburzeń. Najważniejsze wszakże dla dalszego rozwoju techniki przemiany dokonały

Use Quizgecko on...
Browser
Browser